Najtrudniej jest zakończyć wojnę. Sukces militarny jest pierwszym, acz niewystarczającym warunkiem wyjścia. „Wobec pokonanego wroga – stwierdza Henry Kissinger w „Dyplomacji” – zwycięzcy, planując układ pokojowy, muszą znaleźć drogę prowadzącą od nieprzejednania koniecznego dla zwycięzców, do pojednania, bez którego nie można osiągnąć trwałego pokoju. Pokój represyjny z miejsca przekreśla porządek międzynarodowy, bowiem zwycięzców, wyczerpanych już wysiłkiem wojennym, obarcza zadaniem utrzymania w ryzach kraju zdecydowanego układ ten podkopać. Każdy inny kraj, uważający się za pokrzywdzonego, może być pewnym niemal automatycznego poparcia niezadowolonej strony pokonanej”.
Kongres Wiedeński
Tę prawdę zrozumieli uczestnicy obradującego w 1815 r. Kongresu Wiedeńskiego, który uporządkował Europę po klęsce Napoleona i przyniósł jej prawie sto lat pokojowego rozwoju. Wojny, które w tym czasie wybuchały, miały charakter lokalny i dopiero w 1914 r. zaczęła się Wielka Wojna.
Na pierwszym spotkaniu inaugurującym prace Kongresu Wiedeńskiego jako trzeci, po występującym jako gospodarz księciu Metternichu i pruskim kanclerzu księciu Hardenbergu, przemawiał francuski minister spraw zagranicznych Charles Maurice de Talleyrand-Périgord, geniusz dyplomacji, mistrz intrygi, gracz cyniczny, nieprzywiązujący specjalnej wagi do zasad moralnych, niewątpliwy patriota Francji. „Powiedziałem – wspominał – kilka słów o tym, jakim szczęściem dla Francji jest to, że utrzymuje stosunki ufności i przyjaźni ze wszystkimi gabinetami Europy, po czym zwróciłem uwagę, że księciu von Metternich i księciu von Hardenberg wyrwało się pewne wyrażenie należące, jak się zdaje, do innych czasów; jeden i drugi mówili mianowicie o zamiarach mocarstw sprzymierzonych.