Model i kontekst. Dyktatura w bananowej republice, wyzysk ekonomiczny, represje, bieda, nierówności, rasizm. Półkolonialna zależność od potężnego sąsiada, któremu miejscowy władca padał do stóp. Przeciwko takiej rzeczywistości wystąpiła grupa buntowników na czele z charyzmatycznym przywódcą. Walczyli najpierw pokojowo – wywołując to strajki, to demonstracje, potem zbrojnie – tworząc oddziały partyzanckie. Zyskali sympatię większości. Po trzyletnich potyczkach z wojskiem na prowincji i zmaganiach z policją dyktatury w miastach – zbuntowani wygrali.
Tak mogłaby wyglądać modelowa opowieść o niejednym powstaniu przeciwko tyranii w ubogim kraju. Dopiero kontekst lokalny i międzynarodowy, moment dziejowy (dekolonizacja Południa i zimna wojna), miejsce (tzw. miękkie podbrzusze USA), szczęśliwe zbiegi okoliczności, siła przekazu rewolucjonistów i ich zwycięstwo uczyniły z rewolucji kubańskiej wydarzenie, które rozpaliło wyobraźnię całego pokolenia buntowników – głównie w Ameryce Łacińskiej, choć nie tylko. Zarówno w sprawach polityki, jak i kultury.
Duma i rewolucja. Po pierwsze i najważniejsze: rewolucję na Kubie zrodziła urażona duma – na pewno narodowa; prawdopodobnie też ta męska. Wyspa leży zaledwie 90 mil od Florydy. Ponad pół wieku wcześniej Stany Zjednoczone przyznały sobie – na mocy tzw. poprawki Platta – prawo do mieszania się w sprawy Kuby (łącznie z możliwą okupacją) i traktowały kraj jak swój burdel i kasyno. Biznesem turystycznym i rozrywkowym Hawany rządziły amerykańskie mafie do spółki z dyktatorem Fulgencio Batistą (1952–59). Do stolicy zjeżdżali tysiącami turyści, głównie z USA, żeby zażywać wszelkiego rodzaju przyjemności i luksusów, do których Kubańczycy, z wyjątkiem kasty uprzywilejowanych, nie mieli dostępu.