Głównie wojenne. Biorąc pod uwagę natężenie ruchu, może zaskakiwać fakt, że wszystkie bez wyjątku wielkie tragedie morskie wydarzyły się na Bałtyku podczas II wojny światowej. Jest to o tyle wytłumaczalne, że z jednej strony sprawność administracji morskiej, utrzymanie pomocy nawigacyjnych, jakość map, certyfikowanie załóg itd., znacznie redukują ryzyko katastrof podczas pokoju (do których jednak czasami dochodzi), z drugiej zaś małe głębokości akwenu, położenie głównych baz przeciwników w zatokach oraz niewielkie odległości od brzegu ułatwiają działania minowe, artyleryjskie i lotnicze.
Ewakuacja sowieckich baz. Chronologicznie pierwsza była ewakuacja Tallina (27–31 sierpnia 1941 r.). Port ten po zajęciu republik bałtyckich przez ZSRR stał się główną bazą Floty Bałtyckiej. Kiedy na początku sierpnia 1941 r. wojska niemieckie doszły do Zatoki Fińskiej i odcięły miasto od zaplecza, dowództwa Armii Czerwonej i Floty stanowczo sprzeciwiały się zamysłowi przejścia floty do Kronsztadu. Na to, co dla dowódcy floty adm. Władimira Tribuca było jasne, zgodę wyrażono dopiero 26 sierpnia. Przez ten czas Niemcy i Finowie zdołali zaminować wody zatoki, rozmieścić artylerię na jej brzegach i rozlokować znaczne siły Luftwaffe. Pospieszna ewakuacja floty i garnizonu Tallinna rozpoczęła się wieczorem 27 sierpnia. Łącznie w morze wyszło ponad 200 jednostek, w tym 151 okrętów różnych klas i 20 transportowców, nie licząc różnego typu kutrów, szaland, motorówek itd. Na ich pokładach znalazło się niemal 42 tys. ludzi, w tym 20 tys. żołnierzy i 12,8 tys. cywilów.
Od samego początku zespół był atakowany przez artylerię i kutry torpedowe, jednak największym zagrożeniem okazały się miny oraz lotnictwo. Niemieckie bombowce, przy praktycznym braku obrony przeciwlotniczej i osłony myśliwskiej, urządziły prawdziwą rzeź przedzierającym się jednostkom – największe sukcesy osiągnęły 29 sierpnia.