Brzydkie kaczątko. „Szczęście nie jest tak ślepe, jak się zazwyczaj sądzi. Jest ono często niczym innym, jak tylko skutkiem właściwych i przemyślanych przedsięwzięć, nie dostrzeżonych przez tłum, ale przecież poprzedzających wydarzenia. Częściej jeszcze jest ono wynikiem przymiotów osoby, jej charakteru i postępowania” – takim wstępem zaczynają się pamiętniki Katarzyny II, Niemki na rosyjskim tronie, która idealnie wpisuje się we własną definicję szczęścia.
Choć sam fakt, że niemiecka księżniczka Zofia Fryderyka Augusta zu Anhalt-Zerbst-Dornburg znalazła się na dworze rosyjskim, zawdzięczała nie tyle swoim przymiotom, charakterowi i postępowaniu, co zabiegom matki Joanny von Holstein-Gottorp i planom wobec Rosji carycy Elżbiety Piotrowny (pan. 1741–62). Joanna miała serdeczne związki z Elżbietą, można by rzec: portretowe. Posłała swego czasu carycy portret jej starszej siostry Anny, znajdujący się w posiadaniu rodu Holsteinów. Za co Elżbieta odwdzięczyła się swoim portretem w ramie zdobionej brylantami. Joanna poczuła swoje pięć minut i w dowód wdzięczności posłała portret swej córki Zofii Fryderyki. Utkwił w pamięci carycy. A że Joanna niezwykle była podobna do swego brata, niedoszłego męża carycy Karola Augusta Holsteina – więź emocjonalna rosła.
Kiedy więc nadszedł moment, aby poszukać żony dla następcy tronu Piotra Ulricha, jedynego żyjącego wnuka imperatora Piotra I (pan. 1682–1725) i siostrzeńca Elżbiety (syna wspomnianej już Anny) – caryca przypomniała sobie, że spodobała jej się swego czasu księżniczka o „twarzy pełnej wyrazu” – jak napisała w liście do Joanny. Swoje dodał cesarz Fryderyk II, który dowiedziawszy się o korespondencji obu pań, natychmiast mianował ojca Zofii feldmarszałkiem, a z chwilą zaproszenia młodej księżniczki do Rosji zapewnił jej matkę, że to on rozkazał „rozpocząć starania w największej tajemnicy”.