„Uświęcona poprzez macierzyństwo”
Losy władczyń, które nie mogły dać mężom potomka
Elżbieta desperatka. Królowa Węgier Elżbieta Bośniaczka (ok. 1340–87) i jej mąż Ludwik I Wielki (pan. 1342–82) długo nie mogli doczekać się potomka. Z każdym kolejnym rokiem gasły nadzieje na przedłużenie dynastii węgierskich Andegawenów. Kiedy jednak monarchini dowiedziała się, że patron Zadaru św. Symeon jest skutecznym orędownikiem w kwestii płodzenia chłopców, postanowiła odwiedzić to miasto. W tamtejszej świątyni odłamała od ciała świętego, wystawionego jako relikwia, palec i ukradła go. Później bardzo źle się poczuła i wystraszona zwróciła szczątek. W ramach zadośćuczynienia ufundowała wspaniale zdobiony, wykonany ze srebra oraz złota relikwiarz na ciało kanonizowanego (tzw. skrzynię św. Symeona). Scena, w której Elżbieta sięga do trumny, by odłamać palec Symeona, znalazła się nawet na jednej z tablic relikwiarza, co z pewnością stanowiło dla niej dodatkowy powód do wstydu. Koniec końców doczekała się potomka: w siedemnastym roku małżeństwa urodziła córkę Katarzynę.
Śmiertelne niebezpieczeństwo. Zachowanie węgierskiej królowej dawni kronikarze interpretowali jako dowód lekkomyślności, ale było ono raczej wyrazem desperacji. Władczyni, która nie mogła urodzić następcy tronu, zawodziła w najważniejszym zadaniu, jakie przed nią stawiano. Dominująca w Europie chrześcijańska tradycja nieuchronnie wiązała szacunek do kobiety z możliwością przedłużenia rodu. Ludzie wykształceni wiedzieli, a niewykształceni intuicyjnie wyczuwali to, co wyraził św. Jan Chryzostom: „Cała płeć żeńska jest słaba i lekkomyślna. Uświęcona zostaje jedynie poprzez macierzyństwo”. Z tego samego powodu kobiety, nawet królowe, były postrzegane niemal wyłącznie przez pryzmat seksualności i seksualnych relacji z mężczyznami.