Stare bariery
W świecie przedrewolucyjnego ancien régime’u drogi awansu społecznego były wąskie i powolne. Szczęściarz przedostawał się o szczebel wyżej w hierarchii stanowej, żeby dzieci mogły się go potem wstydzić. Możliwość kariery oferowały parweniuszowi uniwersytet, Kościół, armia i szczupła administracja państwowa – choć większość wyższych stanowisk była zarezerwowana dla dobrze urodzonych. Jedynie w Anglii szlachta nie była odgrodzona od reszty społeczeństwa wyraźną barierą: zasada primogenitury (tylko najstarszy syn dziedziczył tytuł i majątek) sprawiała, że młodsi bracia musieli rywalizować z nisko urodzonymi, a tym wolno było ubiegać się o rękę szlachcianki, jeśli tylko byli jej w stanie zapewnić życie na odpowiednim poziomie. Korona brytyjska do dziś chętnie rozdaje tytuł sir za rozmaite zasługi, na pamiątkę systemu, który w XIX w. zabezpieczył ją przed przewrotami społecznymi i sprawił, że arystokraci tak chętnie wybierali się za morze.
Nowe pieniądze
Za sprawą Napoleona (cesarz Francuzów 1804–14/15) i jego podwładnych, z których każdy „nosił w żołnierskim plecaku buławę marszałkowską”, i którzy z synów piekarzy i rzemieślników awansowali na senatorów i tytuły książąt, idea społecznego awansu nabrała nowego wymiaru. Industrializacja przekształciła hierarchię bogactwa: na szczycie piramidy znaleźli się przedsiębiorcy, za nimi podążali bankierzy, a posiadacze ziemscy znaleźli się na trzecim miejscu i groziło im wypadnięcie poza podium, chyba że nauczyli się inwestować nadwyżki w kapitalistyczne przedsięwzięcia. Kariery „od pucybuta do milionera”, do poziomu Johna D. Rockefellera (najbogatszego człowieka w historii, 1839–1937) czy choćby Izraela Poznańskiego (1833–1900), były oczywiście wyjątkowe, ale nieustanna rewolucja technologiczna sprawiała, że najmniejsza firma mogła w przeciągu dekady stać się gigantem.