Gospodarka na baczność
Gospodarki Niemiec i ZSRR w drodze do wojny
Związek Sowiecki: wszystko dla frontu!
„Aby jednak wyposażyć od nowa nasz przemysł w oparciu o nowoczesną technikę, potrzeba nam, towarzysze, wielkich i to bardzo wielkich kapitałów. A kapitałów, jak nam wszystkim wiadomo, mamy mało”, mówił w 1926 r. Józef Stalin. Pytanie, skąd wziąć kapitał, stawało się kluczowe dla industrializacji robotniczo-chłopskiego kraju, całkowicie przecież zrujnowanego wieloletnią wojną, rewolucją i komunizmem wojennym. Po spacyfikowaniu społeczeństwa, a następnie partii, Stalin przystąpił z całą bezwzględnością do uprzemysłowienia Związku Sowieckiego. Z pełną świadomością skutków zaplanowano tzw. transfer kapitału z rolnictwa do przemysłu. Oznaczało tvo całkowite zniewolenie chłopstwa, stworzenie niewolnika kołchozowego i wyciśnięcie ostatniego rubla z rosyjskiej wsi. Kołchozy miały dostarczać jak najtańszej żywności dla robotników w miastach i, co ważniejsze, wszelkiego rodzaju produktów rolnych na eksport. Eksportowano zresztą wszystko, co miało szansę zdobyć nabywcę na Zachodzie – w tym dzieła sztuki.
Reakcją chłopstwa rosyjskiego na politykę Stalina był wzrost biernego, ale i czynnego, oporu (liczba „aktów terroru” zanotowanych przez OGPU wzrosła prawie 13-krotnie w 1929 r. w porównaniu do 1926 r.), co skutkowało tym, że kwoty zbożowe niezbędne dla zakupu środków inwestycyjnych za granicą były zdecydowanie poniżej planów. Odpowiedzią Stalina i partii bolszewickiej był bezwzględny terror i wywołanie Wielkiego Głodu, kiedy to życie straciło między 5 a 6 mln ludzi, ale zboże płynęło szeroką rzeką za granicę.
Związek Sowiecki desperacko potrzebował dewiz, ponieważ chciał przeskoczyć 50–100 lat rozwoju w ciągu 8–10 lat i dogonić Zachód. Import technologii powodował, że nie trzeba było ponosić nakładów na badania i rozwój, a totalitarny charakter państwa zapewniał tłumienie ewentualnego niezadowolenia z przyjętego wzorca rozwoju.