Johannes Kepler (1571–1630). Gigant rewolucji naukowej XVI i XVII w., ale najmniej znany z wielkich uczonych, którzy kładli podwaliny pod współczesną naukę (Newton, Galileusz). Być może dlatego, że istota jego działań była bardzo zniuansowana. Keplera kojarzy się powszechnie z trzema prawami ruchu planet (mówiących o właściwościach ich orbit). Prawdziwie rewolucyjna była jednak metoda, którą stosował on, tych praw poszukując: precyzja, bezwzględne podporządkowanie danym obserwacyjnym, zero sentymentów. Będąc pionierem metody naukowej, wcielał w czyn zasadę, że jeśli teoria stoi w sprzeczności z danymi, zmienić należy teorię, nie dane. Stawiał czoło ptolemejskiemu geocentryzmowi. Mówił „nie” rozwiązaniom hybrydowym w rodzaju geoheliocentryzmu. Sprzeciwiał się też – a presja środowiska była ogromna – traktowaniu heliocentryzmu zaledwie jako narzędzia obliczeniowego. A robił to wszystko w cieniu tragedii rodzinnych, broniąc swojej oskarżonej o uprawianie czarów matki przed spaleniem na stosie.
Gottfried Wilhelm Leibniz (1646–1716). „Powinniśmy na niego patrzeć jak (…) na patrona współczesnego komputera” – mawia Gregory Chaitin, wybitny matematyk argentyński. Ale Leibniz był nie tylko dawcą idei, że wszystko da się sprowadzić do zer i jedynek. Był geniuszem obejmującym całość wiedzy dostępnej w połowie XVII w. Podróżując nieustannie po Europie, stanowił ruchomy węzeł intelektualnej sieci oświecenia. Zadania wyznaczał sobie ogromne – i rzadko był im w stanie sprostać. Dzieje dynastii Welfów pod jego piórem okazały się tylko pretekstem do próby opisania historii całego wszechświata. Szukając dialogu, pojednania i solidarności ze wszystkim, co istnieje, wspierał Leibniz – a przynajmniej z takiego założenia wychodził – wielki boski zamysł: powszechne dobro ludzkości.