Pieśń o Nibelungach. Znajomość z wielkimi motywami niemieckiej literatury warto zacząć od „Pieśni o Nibelungach”. Choćby w dobrym spolszczeniu „Krymhildy” Roberta Stillera. Ta krwawa opowieść z XII w. pozwala zrozumieć, co grało w duszy niemieckiej aż po wagnerowski „Pierścień Nibelunga”, „Zmierzch Bogów” Viscontiego i świetną rolę Bruno Ganza w „Upadku”, filmie o ostatnich dniach Hitlera.
Bohaterem jest Zygfryd, zabójca smoka i zdobywca skarbu karłów zwanych Nibelungami. Pozyskuje piękną Krymhildę, ale ginie z ręki zdradzieckiego zabójcy nasłanego przez równie piękną Brunhildę. I to obie panie są sprężyną. Krymhilda dyszy zemstą, łączy się z królem Hunów. Zaprasza na ucztę Brunhildę z jej dworem i doprowadza do rzezi, w której wszyscy giną. Niezły obraz germańskich namiętności.
Nibelungowie to ciężka, ale – przez pożar świata – pouczająca lektura. Można ją sobie złagodzić Andrzeja Lama przekładami średniowiecznej niemieckiej poezji miłosnej. Minnesingerzy są dobrzy na wszystko: Dû bist mîn, ich bin dîn – Ty jesteś moja, ja jestem twój, a kluczyk zaginął… Natomiast sceptykom można polecić lekturę dobrze przetłumaczonego na polski dzieła Ernsta Kantorowicza „Fryderyk II 1194–1250”. To właśnie na dworze tego Hohenstaufa rozkwitali minnesingerzy. A sam cesarz był potem dla wielu Niemców wzorem światłego władcy świata.
Łzy ojczyzny. Krok drugi prowadzi przez barokową szkołę śląskich poetów z XVII w., który w niemieckiej świadomości jest naznaczony traumą wojny trzydziestoletniej (1618–48). Obaj ojcowie nowożytnej poezji niemieckiej, Martin Opitz (1579–1639) i Andreas Gryphius (1616–64), są mocno związani z Polską nie tylko geograficznie.