Pomocnik Historyczny

Od Nowego Jorku po San Francisco

Rozwój miast amerykańskich w XIX wieku

Panorama Saint Louis, bramy na amerykański Zachód; grafika z 1859 r. Panorama Saint Louis, bramy na amerykański Zachód; grafika z 1859 r. BEW
Dynamizm i charakter rozwoju Stanów Zjednoczonych w sposób najbardziej widowiskowy obrazują miasta, powstające w XIX w. licznie, ale często dosłownie z niczego, w szczerym polu.
Budowa wieżowca Flatiron (żelazko) u zbiegu Piątej Alei i Broadwayu w Nowym Jorku; fotografia z 1902 r.Getty Images Budowa wieżowca Flatiron (żelazko) u zbiegu Piątej Alei i Broadwayu w Nowym Jorku; fotografia z 1902 r.

Miasta portowe. Stany Zjednoczone wkraczały na arenę światową jako kraj wiejski. Przypomnijmy, że spis powszechny z 1790 r. wykazał, iż spośród blisko 4 mln mieszkańców nowego państwa zaledwie 5 proc. żyje w miastach, czyli ośrodkach powyżej 2,5 tys. mieszkańców. Przy europejskich metropoliach – milionowym Londynie czy sześciusettysięcznym Paryżu – trzydziestotysięczne Filadelfia i Nowy Jork wypadały bardzo mizernie. Zaledwie trzy inne miasta zamieszkiwało więcej niż 10 tys. mieszkańców: Baltimore, Charleston i Boston. Wszystkie one były dawnymi brytyjskimi portami, ich rację bytu stanowił dotychczas handel z metropolią. Niepodległość oznaczała jednak dla Stanów Zjednoczonych także otwarcie nowych rynków – nie tylko w Europie, ale też Afryce i Azji – co przyczyniło się do bardzo szybkiego rozwoju miast portowych.

Nowy Jork i nowa stolica. Na czoło szybko wysunął się, zostawiając Filadelfię daleko w tyle, Nowy Jork, który do 1820 r. czterokrotnie zwiększył liczbę mieszkańców i stał się niekwestionowaną stolicą Ameryki – mimo iż stolicą polityczną przestał być dość szybko. Władze nowego kraju przeniosły się najpierw do Filadelfii, a w 1800 r. do Dystryktu Kolumbii. Decyzja o wybudowaniu nowej stolicy była wynikiem kompromisu między Północą a Południem. Nowa stolica miała być też wolna od zgubnych wpływów wielkich miast. Nie brakowało bowiem ludzi, którzy widzieli w miastach przede wszystkim wylęgarnie niebezpiecznych, czyli brytyjskich i arystokratycznych, nurtów zatruwających umysły Amerykanów.

Najważniejszym wyrazicielem tego typu obaw był Thomas Jefferson, który wprost pisał, że „miasta są zarazą dla moralności, zdrowia i wolności człowieka”. „Kiedy zaczniemy się tłoczyć w wielkich miastach jak w Europie, staniemy się równie zepsuci jak Europa”, tłumaczył Jamesowi Madisonowi.

Pomocnik Historyczny „Stany Zjednoczone Ameryki wydanie II” (100192) z dnia 21.02.2022; USA. Narodziny potęgi; s. 118
Oryginalny tytuł tekstu: "Od Nowego Jorku po San Francisco"
Reklama