Wybór Chlodwiga. „Rzymscy intelektualiści z końca V w. byli przekonani, że klęski cesarstwa w starciu z barbarzyńcami wynikały z usunięcia przez chrześcijan ołtarza ku czci bogini Zwycięstwa z senatu w Rzymie. Frankowie i ariańscy Germanie nie byli dalecy od takiego myślenia. Fundamentalne pytanie, przed którym stanął Chlodwig, brzmiało: Kto daje zwycięstwo? Jakie jest źródło władzy?” – zauważa francuski mediewista Michael Rouche w książce „Chlodwig. Król Franków”. Wywodzący się z rodu Merowingów wódz zjednoczył plemiona Franków i stanął przed wyborem, czy nadal pozostawać przy germańskich bogach przodków, czy przyjąć chrześcijaństwo? A jeśli tak, to który z jego śmiertelnie skonfliktowanych ze sobą odłamów? „Ariańska definicja [Boga] bardzo kusiła Chlodwiga, gdyż przedstawiała Chrystusa jako stworzonego przez Boga, choć obdarzonego wyjątkowymi mocami”.
Jednak monarcha poszedł w końcu za głosem żony (Klotyldy, bratanicy króla Burgundów Gundobada, katoliczki) oraz zapewne też własnego instynktu politycznego. Jako jeden z nielicznych ówczesnych wodzów trafnie wybrał źródło zwycięstwa i władzy, przyjmując w Reims chrzest w obrządku łacińskim, zwanym też katolickim (w Boże Narodzenie 496, 498 lub 500 r.). „Należy przyznać, że z punktu widzenia stosunku sił decyzja Chlodwiga, do której tak długo dojrzewał, była absurdalna – podkreśla Rouche. – Uznanie siebie za autentycznego spadkobiercę chrześcijańskiego Rzymu – stając niemal samotnie naprzeciw czterech władców ariańskich, bez innego zaplecza niż duchowe wsparcie piętnastu lokalnych biskupów – nosiło wszelkie znamiona walki Dawida z Goliatem”. Jednak wspólna wiara zbliżyła do siebie Franków oraz ludność Galii (w większości już katolicką), co pomnożyło siły młodego państwa.