Wysoka pozycja. Najważniejsi historycy cesarstwa, Tacyt, Swetoniusz i Kasjusz Dion, poświęcali żonom cesarzy wiele uwagi. Mimo to o większości z nich wiemy niewiele albo nic. Formalnie nie mogły pełnić żadnej władzy ani podejmować kluczowych decyzji; nigdy nie stawały się królowymi na modłę bliskowschodnich monarchiń. Sądząc jednak po tych, które znamy, cechowała je uprzywilejowana pozycja – nie przypominały żon, konkubin czy faworyt w orientalnych haremach.
Wynikało to ze splotu różnych okoliczności. Przede wszystkim kobiety w rzymskim społeczeństwie miały wysoki status. W kontraście do przedstawicielek wielu innych cywilizacji starożytnych mogły posiadać na własność majątki i prowadzić interesy. Cieszyły się sporą swobodą osobistą, o czym świadczy choćby rozpowszechniony obyczaj wspólnego z mężczyznami leżenia na łożach podczas uczt (w Grecji takie zachowanie było jednoznaczne z prostytucją), zamiast siadania osobno.
Żony cesarzy zwykle wywodziły się z elity i dysponowały odziedziczonymi po przodkach majątkami (niekoniecznie ziemskimi; np. zachowane na cegłach stemple poświadczają, że w I–II w. wiele z nich było posiadaczkami dochodowych cegielni).
Znaczenie miały też kwestie ustrojowe – cesarstwem praktycznie rządziły dynastie, a do tego trzeba było dobrze skoligaconych prawowitych małżonek rodzących prawowitych potomków. Nie bez znaczenia bywały też względy czysto prywatne. W ramach udanych, kochających się małżeństw kobiety miały o wiele więcej do powiedzenia.
Pierwsza cesarzowa. Liwia, żona Augusta, matka i babka kolejnych cesarzy, Tyberiusza i Klaudiusza, była niezwykłą kobietą. Spotkali się przypadkiem, a już po paru miesiącach zostali małżeństwem. Ślepo zakochany August musiał się rozwieść z żoną (która była w ciąży z jego córką i jedynym dzieckiem, Julią; do rozwodu doszło w dzień jej narodzin).