WOREK Z JĘZYKAMI. Termin „język chiński” to worek wyjątkowo pojemny. Słabo wykształcony Chińczyk rodem z okolic, powiedzmy, Pekinu z podobnym sobie pod względem statusu edukacyjnego rodakiem z okolic Hongkongu czy Kantonu nie dogada się wcale – i nawet wspólny system pisma im nie pomoże, chyba że obaj spróbują odwołać się do języka z telewizora, to znaczy użyją sztucznie stworzonego ogólnonarodowego języka określanego glotonimem (nazwą języka) putonghua i obowiązującego w systemie edukacji i w ogólnokrajowych mediach na całym obszarze ChRL. W porozumieniu może im znacząco przeszkodzić bardzo prawdopodobna słaba znajomość tego, dla obu faktycznie obcego, języka oraz – w jeszcze większym stopniu fakt, że ów trzeci język będzie, szczególnie u południowca, silnie skażony i zniekształcony wpływem podłoża własnego języka codziennego. Język słyszany z telewizora ustawionego na kanał centralnej telewizji państwowej CCTV będzie ten sam dla całego kraju, ale ponieważ z góry wiadomo, że może być on nie do końca (lub zupełnie nie) zrozumiały dla ponad setki milionów odbiorców, głosowi towarzyszą napisy. Tu z kolei wyłania się inny problem: cóż po napisach, kiedy w 2005 r. liczba niepiśmiennych dorosłych Chińczyków osiągnęła 116 mln (co dziesiąty analfabeta w świecie był Chińczykiem!). Jednak wedle spisu ludności z 2020 r. liczba ta miała spaść do ok. 37,7 mln.
ETNOLEKTY, REGIOLEKTY. Putonghua jest tworem sztucznym – jak każdy standard językowy. Oparty jest na języku pekińskim (beijinghua), ale nie tożsamy. Pekiński z kolei jest jednym spośród dużej grupy „dialektów” (fangyan, języków lokalnych) określanych jako mandaryńskie lub północnochińskie; glotonim chiński tu stosowany to guānhua (mowa urzędnicza – od wyrazu guān oznaczającego urzędnika administracji państwowej – stąd mandaryn w nazwie).