Pomocnik Historyczny

Dobrzy Szwedzi, źli Szwedzi

W głębokim peerelu dla wielu Polaków Szwecja była symbolem opiekuńczego państwa dobrobytu; marzyło się o niej, emigrowało do niej. W pewnych kręgach krążyło wówczas gorzkie powiedzenie: Trzeba było nie bronić się pod Jasną Górą. Byłaby tu wówczas Szwecja, a nie PRL.

W polskiej pamięci historycznej obrona Częstochowy jest punktem kulminacyjnym tzw. szwedzkiego potopu, podobnie jak związane z tym śluby lwowskie Jana II Kazimierza (odnowione po wiekach w postaci ślubów jasnogórskich). Umyka przy tym potocznej uwadze kontekst: wspomniany monarcha był jednym z trzech elekcyjnych władców na polsko-litewskim tronie wywodzących się ze szwedzkich Wazów, a sam potop został przez nich sprowokowany w związku z pretensjami do szwedzkiej korony. Taka słodko-kwaśna dynastia?

W Rzeczpospolitej Obojga Narodów Wazowie to zaledwie dwa pokolenia: ojciec z synami. Rządzili 81 lat. Niewiele, jeśli porównać ich z Jagiellonami, którzy utrzymali się na tronie o ponad 100 lat dłużej. W Szwecji Wazowie sprawowali władzę co prawda 131 lat, ale jeśli zestawić ich z np. potężnymi Habsburgami austriacko-hiszpańskimi, wydają się meteorytem na dynastycznym niebie Europy. A jednak zdążyli się zaznaczyć.

Zdecydowanie lepiej wypadli w Szwecji, którą modernizowali i z zapałem wypychali z peryferii ku centrum europejskich wydarzeń politycznych. Co prawda obarczyli swoich następców, Wittelsbachów, pustym skarbcem i nadmiernie rozrośniętą armią, ale zostawili im też państwo znacznie bardziej nowoczesne, zintegrowane i z aspiracjami do mocarstwowości.

Bilans w Rzeczpospolitej nie wypada tak dobrze, pod ich berłem nie rozkwitła. Wazowie identyfikowali rację stanu z interesem dynastycznym. Ze szwedzkiego potopu wyłoniło się państwo zdewastowane gospodarczo i demograficznie. Degradacja rozpoczęła się też w innych obszarach.

Pomocnik Historyczny „Szwedzi na polskim tronie” (100202) z dnia 07.11.2022; Wstęp; s. 3
Reklama