„Przypiekanie części bolejących rozpalonym żelazem”
Królewskie choroby Wazów
Gustaw I bezzębny. Żył 64 lata. „Czuję pętle i drogi planet w moim ciele”, jęknął resztkami sił król Gustaw I Waza na wieść, że nad dzielnicą Södermalm w Sztokholmie pokazały się czerwone ognie i komety. Założyciel dynastii, twórca nowożytnego szwedzkiego państwa leżał w komnacie powalony chorobami. Ból zdawał się rozsadzać mu czaszkę i oko, palił żołądek. Władca cierpiał na czkawkę, biegunkę i bezsenność.
Okoliczności chorób i śmierci Gustawa spisał jego spowiednik Johannes Nicolais. Był on zwolennikiem teorii humoralnej Hipokratesa i stwierdził, że naturalne płyny króla (krew, śluz, żółć, czarna żółć) prawie zupełnie wyschły. Razem z cyrulikiem i aptekarzem stosowali chłodne okłady, wodę lawendową, lekkostrawną dietę, diagnozując… cholerę. Na próżno: 29 września 1560 r. po 37 latach panowania Gustaw zmarł.
Od lat zapadał na rozmaite infekcje. Prawdopodobnie stan zapalny zaczął się od miazgi zębowej. Z rachunków dworskich wiemy, że Gustaw był miłośnikiem słodyczy, w tym słodkiego wina. Taka dieta przyczyniła się do stanów zapalnych w jamie ustnej. Przed sześćdziesiątką ocalały mu jedynie dwa zaropiałe kikuty zębów sterczące groteskowo w dolnej szczęce. Gustaw cierpiał też na zapalenie ucha środkowego, prawego oka, na bóle głowy, a nawet kości w nogach: otwierały mu się przetoki, z których sączyła się ropa. Niewykluczone, że w jego organizmie rozpanoszył się gronkowiec złocisty.
Jak większość wybitnych polityków Gustaw odnosił sukcesy dzięki paranoi, bezwzględnej chciwości i bezwzględnemu postępowaniu. „W kraju panowały porządek i spokój”, napisał jego biograf Herman Lindquist, ale „czuło się jednak atmosferę strachu”. Król był nieufny, zakuwał podejrzanych w kajdany, gromił i pouczał synów.