Atuty. Bałkany mają wszystko, czego szukają pragnący wytchnienia. Sporą dawkę atrakcji zapewniła natura, oferując poszarpane, pełne wysp i wysepek morskie wybrzeże, niższe i wyższe góry oraz klimat łagodny zimą i upalny latem. Resztę dodali ludzie i burzliwa historia, która zapisała się w mozaice etnicznej i religijnej, w organizacji przestrzeni, architekturze, kuchni i zwyczaju, przesądzając o turystycznym bogactwie regionu. Jego popularność potwierdzają statystyki podróży; tylko od czerwca do sierpnia 2022 r. do Grecji przyjechało 27,8 mln zagranicznych turystów, do Chorwacji – 15,3 mln, do Bułgarii – 7,7 mln, do Albanii – 7,5 mln, do Czarnogóry –2,2 mln, do Serbii – 1,8 mln, do Rumunii – 1,6 mln. Dla porównania: w tym samym roku w Polsce wypoczywało ok. 18 mln zagranicznych turystów.
Stare szlaki. Znaczną część ruchu turystycznego przyciągają utarte, dobrze znane szlaki, najczęściej prowadzące gdzieś nad wodę i do najbardziej rozpoznawalnych zabytków. Bezkonkurencyjna jest Grecja, ale próbują ją gonić Chorwacja, starająca się przyciągać raczej podróżujących indywidualnie, oraz czarnomorskie Rumunia i Bułgaria, korzystające z atutu szerokich, piaszczystych plaż, obsadzonych gęstym tłumem zażywającym kąpieli. Przez dziesięciolecia mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej, tzw. demoludów, tęsknili do wczasów w tętniącym wakacyjnym życiem bułgarskim kurorcie Słoneczny Brzeg, w nieco spokojniejszych Złotych Piaskach albo w rumuńskich Konstancy i Mamaji. Dla przeciętnego obywatela PRL taki zagraniczny wyjazd był synonimem urlopowego luksusu.
Obecnie dynamicznemu rozwojowi branży turystycznej na wschodnim wybrzeżu Półwyspu Bałkańskiego towarzyszy refleksja, że długi rząd wielkich hoteli i ośrodków wczasowych, ustawionych frontem do morza, będący owocem chaotycznie prowadzonej zabudowy (po transformacjach ustrojowych – z udziałem kapitału zachodniego) znokautował krajobraz, wpływa też na spadek jakości życia miejscowej społeczności i windowanie cen podczas dość krótkiego sezonu.