Twórca amerykańskiej polityki. Był jednym z pierwszych ghostwriterów w historii – pisał ważniejszym od siebie przemówienia. Po mistrzowsku dobierał argumenty pod dowolną tezę. Oraz – w razie potrzeby – ponad tezy zupełnie przeciwstawne. Wiąże się z tym pewna anegdota. Otóż talent Madisona szybko rozpoznał George Washington, który wysługiwanie się innymi doprowadził do perfekcji. W kwietniu 1789 r. pierwszy prezydent poprosił 38-letniego Madisona o napisanie mu mowy na inaugurację Kongresu. Nie wiedząc o tym, Izba Reprezentantów, której Madison był członkiem, poprosiła go o napisanie odpowiedzi na mowę prezydenta. I co zrobił Washington? Poprosił Madisona o… napisanie odpowiedzi na odpowiedź Izby. Wyszła z tego pasjonująca dysputa.
James Madison długo czekał na swój moment. Jego życiorys nie obfitował w dramatyczne zwroty, jak u pozostałych ojców założycieli. Ani w porywające przemówienia czy wyczyny bitewne. Legenda Madisona długo była zaledwie odblaskiem chwały jego przyjaciela Thomasa Jeffersona. Jak pisze Noah Feldman w książce „The Three Lives of James Madison”, dopiero po drugiej wojnie światowej badania historyczne zbudowały mu pomnik jednego z największych politycznych mózgów swojej epoki.
Bo rozważmy: Washington był ojcem Stanów Zjednoczonych, ale kto był ojcem amerykańskiej polityki? Z pewnością nie pierwszy prezydent, który nie znosił partyjniactwa i starał się rządzić jak starotestamentowy sędzia. Jego następca, uczciwy i porywczy John Adams, był z natury niezdolny do zimnej kalkulacji politycznej. Jefferson, „prezydent ponad podziałami”, był doskonale świadomy tychże podziałów, ale rozgrywał je cudzymi rękami, nie chcąc „pobrudzić się polityką”, jak sam pisał.
Co nas prowadzi do Madisona.