Echo szczęśliwego dzieciństwa. To ostatni generał, który – jak dotychczas – został prezydentem USA. Dwight Eisenhower przez plaże Normandii w D-Day poprowadził siły sprzymierzone do powalenia hitlerowskich Niemiec, a przed Ameryką otworzył drzwi do dobrobytu i nowoczesności. Bohater, a jeszcze miał wdzięk, który działał na ludzi – uprzejmy, uważny, rozumiejący. Dzieciństwo w domu, w którym był jednym z siedmiu synów, dało mu dobry trening zarówno do walki, jak i do układania się z innymi.
Dom był skromny. Rodzina przeniosła się z Teksasu, gdzie się urodził, na niewielką farmę w Kansas. Nie było wygód, ale echo szczęśliwego dzieciństwa wypełnionego sportem, łowieniem ryb, polowaniami i wspólnym czytaniem Biblii niosło go przez całe życie. Wszyscy chłopcy Eisenhowerów byli przyuczani do obowiązków domowych i pracowali z ojcem w miejscowej mleczarni. Rodzice Dwighta – Ida i David – nie ukończyli żadnych szkół, ale nieustannie kształcili się na kursach korespondencyjnych, kupowali książki, studiowali filozofię. Kiedy starszy brat Eisenhowera – Edgar – poszedł na studia, Dwight, nazywany w domu Ike, pracował na jego utrzymanie. Dwa lata później w ramach braterskiej umowy mieli zamienić się rolami. Ostatecznie edukację Dwighta sfinansowała amerykańska armia.
Czołgista w poszukiwaniu wiedzy. Wstąpił do wojska w poszukiwaniu wiedzy. Jego matka wprawdzie prowadziła dom w stylu wojskowego drylu, ale jej przekonania życiowe były głęboko pacyfistyczne. Należała do wspólnoty świadków Jehowy, a ci brzydzą się przemocą. Kadetem Eisenhower nie był wybitnym, z pasją za to oddawał się sportom, zwłaszcza futbolowi amerykańskiemu. Był znany z zapału i zdolności przywódczych, które zauważono już na boisku.