Seks, narkotyki, rock and roll. Jego prezydentura polegała na próbach naprawiania licznie popełnianych błędów. Seks, narkotyki i rock and roll – tak wyglądało jego kawalerskie życie. Późno się ustatkował, przyznawał do wielu związków z kobietami. Na pytania o przyjmowanie substancji zakazanych prawem opowiadał wymijająco. Nigdy nie mówił, że jest alkoholikiem, ale że picie przysporzyło mu wiele problemów – to owszem. Żona Laura miała podobno stawiać sprawę na ostrzu noża: albo ona, albo Jim Beam, czyli kukurydziana whiskey.
W 2004 r. Bush mierzył się w walce o reelekcję z Johnem Kerrym, odznaczonym trzykrotnie Purpurowym Sercem za rany odniesione w Wietnamie. Żartowano, że obrażenia Kerry’ego to betka w porównaniu z kacami, z którymi Bush mierzył się wielokrotnie częściej. Alkohol rzucił dzień po 40. urodzinach i utrzymał narzuconą sobie dyscyplinę. Z czasem za swój największy autorytet uznał Jezusa. Miał się nawrócić pod wpływem Billy’ego Grahama nazywanego pastorem Ameryki.
W cieniu ojca. Nie zostałby prezydentem, gdyby nie kariera ojca. Ich relację zręcznie przedstawia biograf Peter Baker, wieloletni korespondent dziennika „York Times” w Białym Domu. Bushowie zapoczątkowali roboczą relację dwóch tak blisko spokrewnionych ze sobą prezydentów. Ojciec miał potężny dorobek bohatera wojennego, gwiazdy bejsbolu uniwersyteckiego podczas studiów w Yale i biznesmena, który zyskał majątek na ropie w Teksasie. A jego najstarszy syn? Nie robiono sobie co do niego większych nadziei.
Junior nie poszedł na wojnę w Wietnamie, mimo że w jej trakcie latał myśliwcami w Gwardii Narodowej, formacji obrony terytorialnej, do której ledwo się dostał. Gdy zajął się biznesem naftowym, ropa w jego złożach się skończyła.