Z burgundzkiego dworu. „Bóg jest Hiszpanem i stoi dziś po naszej stronie” – rzucił triumfalnie hrabia-książę Olivares, faworyt króla Filipa IV, w 1625 r. na wieść o kolejnym zwycięstwie wojsk hiszpańskich. Spoglądając na panoramę dziejów Hiszpanii w latach 1506–1700 (nazywanych Złotym Wiekiem), trudno się dziwić jego entuzjazmowi, ale trzeba też przyznać, że wzywany przez pierwszego ministra Bóg był wyjątkowo kapryśny i niestały w swych planach wobec Hiszpanii. Zaczynało się jednak obiecująco.
Otóż gdyby mierzyć wartość człowieka podług jego przodków, to urodzony w 1500 r. w Gandawie (dzisiejsza Belgia) Karol (późniejszy pierwszy władca Hiszpanii z dynastii Habsburgów) był skazany na wielkość. Jego pradziadkiem (ze strony ojca) był Karol Śmiały, władca Burgundii w latach 1467–77, który swój przydomek zawdzięczał zbrojnym, ale też dyplomatycznym próbom połączenia ziem państwa burgundzkiego. Zginął on tak, jak żył – w boju, ugodzony halabardą w głowę w bitwie pod Nancy. Pozostawił po sobie córkę, na którą natychmiast oczy skierowali najpotężniejsi władcy Europy, łasi na pozbawione władcy państwo burgundzkie (obejmujące wówczas pas ziem na dzisiejszym pograniczu francusko-niemieckim, po Niderlandy). Maria Burgundzka, choć miała wówczas zaledwie 20 lat, wykazała się wielkim zmysłem dyplomatycznym i nie mniejszą zawziętością niż ojciec. Choć król Francji Ludwik XI nalegał, aby wzięła ślub z jego synem, Maria najpierw zyskała sobie przychylność stanów burgundzkich, publikując tzw. Wielki Przywilej, a następnie postanowiła znaleźć innego kandydata na męża, który pomógłby jej odeprzeć zakusy Ludwika.