Poddani na rubieżach. W relacji Herodota Dariusz I na wieść o spaleniu Sardes (stolicy Lidii) przez powstańców jońskich wspomaganych przez Ateńczyków (ok. 499 r. p.n.e.) miał tym ostatnim poprzysiąc zemstę i aby o tym nie zapomnieć, „podobno zlecił jednemu ze służących, żeby mu, ilekroć zasiądzie do stołu, trzykroć powtarzał: Panie, pamiętaj o Ateńczykach”. Gdyby literalnie rozumieć tę i liczne inne anegdoty i opowieści w dziełach autorów klasycznych, to można by sądzić, że Grecja stanowiła centrum zainteresowania władców Persji. Tak jednak nie było, a opowieść o rozkazie Dariusza ilustruje hellenocentryzm autorów antycznych.
Dla Persów Grecy nie byli ani najważniejszym punktem odniesienia, ani też niewartym uwagi marginesem ich wielkiego imperium. Walki z nimi upamiętniały przedstawienia na pieczęciach, pokazujące perskich wojowników, pieszych lub konnych, zabijających greckich przeciwników. Na co dzień Grecy, nazywani Yaunā – od imienia Jonów, plemienia greckiego, z którym ludy Bliskiego Wschodu najczęściej i najwcześniej się stykały – zaliczali się do poddanych wielkiego króla. Niezależnie od sytuacji politycznej, Yaunā wymieniano na listach ludów imperium, a w oficjalnej sztuce przedstawiano jako hołdowników władcy (np. na reliefach z pałacu w Persepolis).
Dwa zachodnioirańskie ludy Medów i Persów oraz Elamici tworzyli centrum polityczne wielkiego państwa, a mieszkańcy krain dalej od niego położonych należeli po prostu do grona poddanych, podbitych – znów wg słów Dariusza – „włócznią wojownika perskiego”. Wśród nich wyróżniali się Babilończycy – podziwiani przez Persów jako twórcy wielkiej cywilizacji, ale traktowani z pewnym lekceważeniem jako wojownicy (na reliefach zawsze są nieuzbrojeni).