Zwrot w pełnym pędzie. Lekka kawaleria była podstawową, a w zasadzie jedyną siłą militarną ludów koczowniczych migrujących w obrębie Wielkiego Stepu i na jego obrzeżach. Poprzez posadzenie na grzbiecie stepowego konika strzelca uzbrojonego w krótki łuk refleksyjny nomadzi stworzyli jeden z najbardziej długowiecznych systemów bojowych w historii wojskowości. Stosowany w odpowiedni sposób, na rozległych trawiastych równinach był niesłychanie skuteczny. Zwłaszcza wówczas, gdy w stepy zapuszczały się wojska o mniejszej mobilności niż konne armie wędrownych ludów. Medowie i Persowie, Scytowie i Partowie, a po nich Sarmaci, Hunowie, Awarowie i Chazarowie, Mongołowie, Madziarowie oraz Turcy byli mistrzami szybkich i głębokich konnych zagonów, które organizowali w trakcie najazdów na osiadłych, uprawiających rolę przeciwników. W obronie swych imperiów rządzonych z końskiego grzbietu potrafili wciągać mniej ruchliwego przeciwnika w głąb swojego terytorium, a następnie niszczyć, np. odcinając od wody.
O bojowych walorach konnych armii dotkliwie przekonali się Rzymianie. W 54 r. p.n.e. jeden z triumwirów, Marek Licyniusz Krassus będący namiestnikiem Syrii, podjął bardzo nieroztropną decyzję o najechaniu Partów. Ich państwo kontrolowało w owym czasie zachodnie krańce Jedwabnego Szlaku, co było źródłem wielkich bogactw. Na wschód ruszyła potężna armia złożona z siedmiu legionów wspartych 4 tys. jazdy, w tym tysiącem wybornych jeźdźców galijskich. Armia Krassusa stała ciężką piechotą szkoloną do rozstrzygania starć w boju ręcznym. Broni dystansowej miała niewiele, gdyż nawet słynny rzymski oszczep (pilum) służył do penetracji tarcz przeciwników ze stosunkowo niewielkiej odległości, a nie do miotania na duże dystanse. Partowie, sprawnie manewrując, doprowadzili do sytuacji, gdy ich konna armia otoczyła w rejonie Carrhae przeciwnika.