Kim Philby (1912–88)
Kim Philby (1912–88). Brytyjczyk, który służył Sowietom
Zaczynał jako brytyjski dżentelmen, skończył jako archetyp zdrajcy. „Nigdy się nie przyznawajcie. Wszystkiemu zaprzeczajcie. Niczego nie podpisujcie” – takie rady na wypadek wsypy lub zatrzymania dawał w 1981 r. agentom wschodnioniemieckiej Stasi Kim Philby. Przyjechał z Moskwy. W Berlinie objaśniał słuchaczom, skąd brała się jego skuteczność sowieckiego szpiega. Co wieczór wynosił w teczce tajne dokumenty i przekazywał kontaktowi. Rano dostawał je z powrotem, kolejnego ranka odnosił do biura. Mówił też, w jaki sposób przez 30 lat uniknął wykrycia i niemal dotarł do stanowiska szefa MI6.
Szedł szlakiem wytyczonym do pewnego stopnia przez ojca, Johna Philby’ego, byłego urzędnika kolonialnego w Indiach (tam Kim, a właściwie Harold Adrian Russell Philby urodził się w 1912 r.) i w Palestynie. Philby senior opuścił rodzinę i posadę funkcjonariusza imperium, by jako prywatny doradca i awanturnik wspierać Abd al-Aziza Ibn Sauda, twórcę Arabii Saudyjskiej. Był politycznym i pragmatycznym odpowiednikiem znacznie słynniejszego i bardziej wojowniczego romantyka Lawrence’a z Arabii. Kontestował strategię Londynu na Bliskim Wschodzie. Przeszedł na islam, przyjął imię Abdullah, co z brytyjskiej perspektywy było skandalem. W synu zaszczepił dryg do intelektualnej niezależności. Pokazał też, że nie trzeba być całkowicie lojalnym wobec ojczyzny, klasy czy znajomych.
Młody Philby lewicował od czasu studiów w latach 30. w Trinity College w Cambridge. Uwierał go niedostatek klas niższych, lękiem napawał pochód faszyzmu. Za 50 funtów podarowanych przez ojca – wtedy znaczną sumę – kupił motocykl i pojechał do Wiednia, by wspierać tamtejszych komunistów. Te okoliczności potem przeoczono lub zignorowano, gdy rekrutowano go do MI6.
W Wiedniu poznał komunistkę Litzi Friedmann.