Gdy Designers Guild, brytyjska firma specjalizująca się w tekstyliach, poprosiła Sachę Walckhoffa o projekt tkanin, przygotował kolekcję Belles Rives, odwołującą się do francuskiej riwiery lat 50. XX w.: plaży, bujnej roślinności i skandali wywoływanych przez nieco zapomniane gwiazdy kinematografii. Np. Zsa Zsę Gabor, która miała dziewięciu mężów, a płaszcz z lamparciej skóry zakładała na gołe ciało. Dziś prawdziwy lampart od Walckhoffa byłby większym skandalem niż nagie udo Zsa Zsy, więc ten powstał z aksamitu, a towarzyszyły mu w kolekcji liście „dzikiej” monstery i halucynogenna skóra węża. Bo świat Sachy Walckhoffa to nie miejsce dla trwożliwych stworzeń. Od 30 lat projektant współpracuje z domem mody Christiana Lacroix, a w 2010 r. został dyrektorem kreatywnym marki. I rozszerzył działalność o przedmioty domowego użytku.
Urodził się w Szwajcarii, ale ma w żyłach krew słowiańską, francuską, afrykańską. Mówi o tym: błogosławieństwo. Afrykańsko-rosyjskiemu pochodzeniu zawdzięcza podobno łatwość łączenia kolorów. Ponad połowę życia spędził jednak w Paryżu, tu pracuje i mieszka.
Jego własny dom, jak istniejąca od 1987 r. marka, którą współtworzy, reprezentuje styl wybujały, ekstrawagancki, brawurowy, historyzujący. Wnętrze XIX-wiecznej paryskiej kamienicy zdobią sztukaterie i wysłużony parkiet, a każdy z przedmiotów ma silną osobowość. Walckhoff nazywa siebie „maksymalistycznym minimalistą”. Świadomie użyty oksymoron pokazuje, że nie zamierza rezygnować z pięknych rzeczy tylko dlatego, że pochodzą z różnych światów. „Uwielbiam proste kształty i pustą przestrzeń, które jednak w pewnym momencie zaczynają mnie trochę nużyć – tłumaczy. – Dodanie odrobiny fantazji może sprawić, że to samo wnętrze stanie się bardziej ludzkie, bardziej żywe”.