Widziana z lotu ptaka najstarsza część włoskiego Sansepolcro przypomina skorupę żółwia. Tak ściśle jak tarczki okrywające tułów ciepłolubnego i długowiecznego gada stykają się ze sobą dachy tamtejszych domów. Pod twardym pancerzem z porowatych, wypalonych słońcem dachówek ukrywa się labirynt wąskich uliczek, którego historia sięga XI w. A według legendy miasto zostało założone jeszcze wcześniej, przez dwóch pielgrzymów wracających z Ziemi Świętej. Mieli oni przywieźć do Toskanii kamień z bazyliki Grobu Świętego w Jerozolimie i na nim postawić pierwszy kościół. Od łacińskiego przydomka sędziwej jerozolimskiej świątyni, Ecclesia Sancti Sepulchri, nazwano miasto.
– Fascynują mnie miejsca mocno osadzone w tradycji – mówi Krzysztof Kris Stojałowski, dawny wykładowca, szef studiów licencjackich i prodziekan Wydziału Grafiki gdańskiej ASP, który ponad 10 lat temu przeprowadził się do Sansepolcro. W Polsce Krzysztof zawsze łączył ze sobą różne dziedziny sztuki, a zwłaszcza malarstwo z projektowaniem, był pomysłodawcą stworzenia na swoim wydziale Pracowni Podstaw Komunikacji Wizualnej. – Pracowałem bardzo intensywnie i czułem się tym trochę zmęczony. Zwykły przypadek sprawił, że znalazłem się we Włoszech. Ale już po dwóch dniach zacząłem się rozglądać za jakimiś mieszkaniami w okolicach Sieny.
Moje zainteresowania zawsze szły w stronę zabytkowej architektury, jednak nie znałem języka, miałem też dziwnie dla włoskiego ucha szeleszczące imię i nazwisko. Na szczęście Włosi są bardzo wyrozumiali i otwarci. Szybko się tu odnalazłem, a niedługo potem przeprowadziłem na stałe – opowiada. Przeprowadzka wiązała się z uproszczeniem imienia i zmianą życiowego zajęcia. Krzysztof stał się Krisem. Zawód wykonywany: detektyw.