Komfortowo było już na etapie budowy. Dom został złożony zaledwie w kilka dni z drewnianych prefabrykatów dostarczonych przez producenta. Fasadę i wnętrza zaprojektowała architektka Joanna Walewska z Warszawy. Na życzenie gospodarzy, polsko-kanadyjskiej pary, inspirowała się architekturą wschodniego wybrzeża Kanady. Dom ma więc okna dzielone w górnej części (podobny układ szybek zyskały drzwi wejściowe). Z tego samego powodu pojawiły się dekoracyjne belki na tarasie, tzw. zastrzały, które urozmaiciły prostą elewację. Największą ingerencję w projekt producenta stanowi jednak dobudowany 75-metrowy taras z pergolą, gdzie urządzono letnią jadalnię i salon. Gdy pada deszcz albo jest upalnie, wystarczy rozpiąć nad nim tkaninę. Dookoła błoga cisza. Czyste powietrze. Tego luksusu nie zmierzymy.
W równowadze
Właściciele domu są proekologiczni, cenią sobie ergonomiczne rozwiązania. W tak sielankowych okolicznościach przyrody nie wyobrażali sobie innego budynku niż pasywny. Miał mieć skromne gabaryty, by uniknąć niepotrzebnego zużycia energii cieplnej.
Bardzo pomogła w tym technologia drewnianego szkieletu kanadyjskiego – z dopracowanymi detalami przegród zewnętrznych (ścian, podłogi, dachu i okien), które zapewniają szczelność budynku i ograniczają ucieczkę ciepła. Szczelność jest tutaj zasadnicza, gdyż domy pasywne na ogół korzystają z rekuperacji, czyli wentylacji pozwalającej na odzyskiwanie ciepła z powietrza przed wyrzuceniem go na zewnątrz. Nie bez znaczenia są też zainstalowane tu pompy ciepła, skierowane na uzyskiwanie energii z gruntu, oraz panele fotowoltaiczne na dachu. Dzięki tym ostatnim właściciele płacą niższe rachunki za energię elektryczną, a nawet mają możliwość jej odsprzedaży do operatora (nie spodziewają się jednak cudów – operator pobiera opłaty przesyłowe, wolą więc wykorzystywać energię do potrzeb własnych i zasilać nią urządzenia we własnym gospodarstwie).