Rzecz w tym, byśmy poczuli się winni. Wyrzuty sumienia ma wywołać złota rybka pluskająca się w akwarium połączonym z umywalką. – Co mi Paaanie dasz… – śpiewasz, myjąc ręce (zgodnie ze wskazaniami zakaźników pół minuty), a z każdą nutą rybce ubywa wody. Jeszcze tylko kciuki, nadgarstki już sobie darujesz, bo… ratunku! Welonka zaraz się udusi! Ale to tylko złudzenie. Projektant Yan Lu tak skonstruował urządzenie, żeby wody w akwarium nigdy nie zabrakło. Ta, którą myjemy ręce, płynie z wodociągu. Ta z akwarium odpływa do innego zbiornika i wraca do rybki, gdy tylko zakręcimy kurek. Welon przeżyje, ale zdaniem obrońców życia z PETA będzie wiódł marny żywot, bo ryby akwariowe to istoty towarzyskie, a ciągłe odpływy mogą być dla nich stresujące.
Z listy „domowe gadżety ułatwiające oszczędzanie wody” trzeba więc Poor Little Fish (biedną małą rybkę) wykreślić. Co mamy do wyboru innego?
W ofercie sklepu z gadżetami znajduję Waterpebble projektu Paula Priestmana. Plastikowy „wodny kamyk” ma wielkość korka do zamykania odpływu i jest wyposażony w trzy światełka. Gdy zaczynasz brać prysznic, świeci się zielone, potem żółte, wreszcie czerwone. Z kąpieli na kąpiel ostrzegawcze światło zaczyna zapalać się siedem sekund wcześniej, aż wreszcie nabierasz zwyczaju wyłączania wody po sześciu minutach. Prysznicowanie się przez 10 minut nie jest bardziej ekologiczne od kąpieli w wannie – żre wodę i tyle energii, co lodówka przez osiem dni. Niestety, według opisu bateria w Waterpebble wystarcza na pół roku i nie można jej wymienić. Mało zrównoważony gadżet. Zresztą sklep informuje: towar niedostępny. Wykreślam.
Kropla w morzu
A może trzeba ludzi spod prysznica fizycznie wyrzucać?