Foz de Odeleite to mikroskopijna wieś, której mieszkańcy mogliby się cieszyć zapierającym dech w piersiach widokiem na dolinę rzeki Gwadiana. Tu, na pograniczu portugalsko-hiszpańskim, raptem kwadrans od mostu łączącego oba kraje, Gwadiana jest szczególnie szeroka. Cumują na niej jachty emerytów, którzy przypłynęli z północy Europy, by cieszyć się umiarkowanymi temperaturami, winem i bliskością parku narodowego. Zarówno lokalni mieszkańcy, jak i przybysze mogliby, ale nie mogą podziwiać widoków, ponieważ ktoś przedsiębiorczy w geometrycznym środku osady postanowił wybudować przeskalowany zespół trzech zrośniętych ze sobą prostopadłościennych willi. Górują one nad resztą domów i zasłaniają drogocenną vistę.
Jeden ruch
Dramat wioski na tym się jednak nie kończy. Nie chodzi tylko o to, że z bliżej nieokreślonych przyczyn wydział architektury w niedalekim Castro Marim wydał zgodę na to monstrum. Gorzej, że kryzys z 2008 r. przerwał jego budowę na etapie skończonego żelbetowego szkieletu. Konstrukcja nie szpeciłaby tak miasteczka i krajobrazu, gdyby przynamniej zamknięto ją ścianami, pokryto białym tynkiem i dopełniono ostentacyjnie wielkimi oknami, które tak lubią klienci z północy Europy. Krótki spacer po trzech uliczkach wsi w towarzystwie agenta nieruchomości starającego się zachęcić mnie do inwestycji w zasłonięte „szkieletorem” skromne chłopskie domostwa, nie pozostawia złudzeń. Foz de Odeleite na zawsze zostało naznaczone fatalnym zbiegiem okoliczności: niepohamowanym apetytem dewelopera, nieadekwatną w skali i formie architekturą, celową lub nie ignorancją władz oraz krachem gospodarczym. W końcu agent daje za wygraną. – Pan patrzy: jeden ruch i można zniszczyć całą wieś. Tu chyba już nikt nigdy nie zainwestuje – stwierdza, zapraszając mnie do obejrzenia kolejnej wioski.