Wiele mówi się dziś o inteligentnych domach. Gdy wyobraża Pan sobie łazienkę przyszłości, ważniejsze są w niej inteligentne lustra czy ludzkie odczucia?
Nie sądzę, że możemy wyobrazić sobie tylko jedną łazienkę przyszłości, tyle jest rozmaitych gustów i oczekiwań. Z moich doświadczeń, rozmów i podróży, wnoszę, że zwłaszcza mieszkańcy Azji są wyjątkowo otwarci na nowe technologie, wręcz nimi zauroczeni. Wykorzystują smartfony do wszystkiego, doceniają korzyści, jakie daje Alexa, płacą WeChatem. Nie martwi ich ogrom danych, którymi dzielą się z Google czy Alibabą. Więc dla nich inteligentna łazienka w domu jest absolutną koniecznością. Z kolei Europejczycy są bardziej krytyczni. Wiedzą, że posiadanie wielkiej ilości danych to nie tylko korzyści, ale też władza i wpływy. Obawiają się również, że technologia może uczynić nasze życie trudniejszym. Wyobraźmy sobie np. sytuację, że ktoś wraca do domu po wyczerpującym dniu i nie może włączyć światła, ponieważ Alexa nie rozpoznaje jego głosu, a potem puszcza mu za głośno muzykę albo myli piosenki. I czy rzeczywiście chcę, żeby z samego rana, gdy dobrze się wyspałem i spodziewam się miłego, słonecznego dnia, lustro w łazience mówiło mi, że cena akcji mojej firmy dramatycznie spadła?
Co by Pan zaproponował w zamian?
Naprawdę zamożni i niezależni ludzie nie używają już smartfonów. Kto może sobie na to pozwolić, ma szansę wrócić do archetypicznego pomieszczenia, w którym człowiek jest nagi i bezbronny, a jego jedyną ochroną jest własna skóra. Chciałby jednak czuć się całkowicie bezpiecznie, jak na kolanach matki. Będzie więc potrzebował nieco więcej, jeśli chodzi o komfort: pomieszczenie powinno być ciepłe, materiały przyjazne. Dla mnie łazienka przyszłości trochę przypomina salon.