To nie był łatwy rok, prawda? Wszyscy kończymy go mniej lub bardziej poobijani, wszystkim nam coś zabrano, przede wszystkim: pewność jutra. – Zrobiłabyś listę optymistycznych podarków, na przekór wszelkim światowym kryzysom? – spytała mnie Małgorzata Tomczyk, redaktorka naczelna „Salonu”. Ha! Gdybym wierzyła w Mikołaja, na pierwszym miejscu mojego listu do niego umieściłabym szczepionkę albo lekarstwo na COVID-19. Dorzuciłabym chłodziarkę zatrzymującą globalne ocieplenie, gaśnicę do tłumienia trawiących świat pożarów i łopatę do zagrzebania nierówności. Ale nie mam złudzeń. Rzeczy, które zbawią świat, nie istnieją. Można jedynie szukać takich, które nas zabawią.
W trosce o dystans
Koronawirus zmusił nas, byśmy na nowo przemyśleli miejską przestrzeń. Nagle dostrzegliśmy potrzeby pieszych. Wiedeń już w kwietniu dopuścił ruch pieszy na 20 ulicach – samochodom wolno się po nich przemieszczać z prędkością nie większą niż 20 km na godzinę. Berlin poszerzył ścieżki rowerowe, amerykańskie Brookline – chodniki. A z nowym rokiem szkolnym Poznań i Wrocław zaczęły zamykać ulice przed wybranymi szkołami kwadrans przed ósmą, by dzieciaki bezpiecznie dotarły na lekcje na własnych nogach. Baltimore zorganizowało konkurs dla architektów, którzy mieli zaproponować uliczne aranżacje, umożliwiające ludziom spotykanie się przy jednoczesnym trzymaniu dystansu. Tropikalna Wyspa jest jedną z nich. To po prostu kolorowe okręgi – mogą być wymalowane na placu lub deptaku farbą, uzupełnione o kolorowe opony-siedziska. Umawiasz się ze znajomymi, każdy znajduje swoją wysepkę, widzicie się, możecie rozmawiać, możecie nawet tańczyć. Choć bez przytulania.
Dolina miejskich wieśniaków
Kto miał dokąd, w lockdownie uciekał z miasta, by korzystać z własnego kawałka przyrody.