Wielu kolekcjonerów trzyma swoje skarby zamknięte w magazynach. Pan korzysta z nich na co dzień.
Przedmioty historyczne, unikatowe, używane dawno temu, zwykle niosą ze sobą mocniejszy przekaz niż te bardziej współczesne. Ja zbieram obiekty głównie z lat 60 i 70. XX w. Kolekcję trzymam w domu we Frankfurcie. To budynek z 1905 r., lecz całkowicie zmodernizowany. Zaszokowaliśmy sąsiadów, malując fasadę na ciemnoszary kolor. Duże zmiany wprowadziliśmy też w środku. Tylko schody nie są nowoczesne i zabawnie skrzypią, gdy się po nich chodzi. Podczas przebudowy zaadaptowaliśmy dom tak, by móc w nim przechowywać zbiory, np. część zabudowy meblowej powstała z myślą o ceramice. Niektóre z tych wyrobów są używane często, inne wcale. Muszę powiedzieć, że za każdym razem, gdy kupowałem jakiś przedmiot, ważniejsze dla mnie było jego piękno niż funkcjonalność. Dobrym przykładem jest moja sofa. To model PK31 autorstwa duńskiego projektanta Poula Kjćrholma. Podczas gdy wszyscy dookoła pracowali w drewnie, on wolał metal. Moja sofa przeznaczona była chyba do poczekalni w bankach, bo jest bardzo niewygodna. Konstrukcja i poduszki są twarde. Ale po 20 latach używania już się do niej przyzwyczaiłem.
Sam naprawia Pan przedmioty z kolekcji. To wymaga dużej wiedzy i rzemieślniczych umiejętności?
Lubię czyścić radia, np. przywracać biel pożółkłemu plastikowi. Lubię też rozkładać je na części i odnawiać. Dzięki temu wiem, jak są zbudowane. Tak poznałem własne ograniczenia. Dzisiaj potrzebne informacje można znaleźć w internecie, ale kiedyś wielu rzeczy uczyłem się sam, popełniając przy tym mnóstwo błędów. Ale zdobyłem wielki szacunek dla urządzeń elektrycznych. Niedawno rozmontowałem iPhone’a i okazało się, że złożenie go z powrotem jest niemożliwe.