W wybudowanym w 1902 r. gmachu przed wojną mieściła się szkoła. Zachowała się fotografia z lat 30., zrobiona podczas lekcji wf. Między zwieńczonym łukami przejściem z holu do salonu a oknem wisi siatka, nad nią zatrzymana w kadrze piłka. Grające w siatkówkę gimnazjalistki mają wysoko uniesione ręce – gotowe do obrony. Dziewczęta, ubrane w szorty do kolan i białe bluzki z krótkimi rękawkami, mogłyby uchodzić za dzisiejsze nastolatki, jednak długi warkocz uczennicy, która przed chwilą serwowała, jest zupełnie niedzisiejszy.
Czarno-białe zdjęcie z międzywojnia dla architekt Marii Witeckiej, autorki wnętrz apartamentu, było cenną inspiracją. Na fotografii widać pierwotny układ przestrzeni dziennej i niektóre ozdobne detale: gzymsy, portale, kolumny. W dużym przybliżeniu dostrzec można wzory sztukaterii i... uśmiechy na twarzach siatkarek.
Blisko sto lat później, podczas prac remontowych, ktoś zrobił zdjęcie właścicielowi mieszkania niemal w tym samym miejscu. Stoi kawałek dalej, w wejściu do holu, w którym do dziś zachowało się oryginalne kolebkowe sklepienie. W pozostałych wnętrzach wylano nowe stropy. Ceglane ściany zostały odarte ze starego tynku i warstw łuszczącej się farby, w posadzce wydrążono kanały do rekuperacji.
Comme à Paris
Nowoczesność weszła do mieszkania na palcach, ostrożnie, by nie zadeptać śladów przeszłości. Praca nad wnętrzem trwała dwa lata. Przygotowując się do niej, Maria Witecka zgromadziła dziesiątki ilustracji z rozwiązaniami, które rekomendowała właścicielom.
Jest z nimi zaprzyjaźniona od ponad 20 lat i to nie pierwsza ich wspólna inwestycja. Właściciele mieszkali wcześniej w nowoczesnym apartamencie. Było dla nich oczywiste, że wnętrze w kamienicy z początku XX stulecia musi mieć całkowicie odmienny charakter.