Nadpisywanie historii
Pałac w Staniszowie, hotel i restauracja w starej rezydencji
„Jeszcze pod koniec ubiegłego wieku to była niemal ruina”. Takim zdaniem mogłaby się zaczynać opowieść o wielu rezydencjach w Dolinie Pałaców i Ogrodów na Dolnym Śląsku. Kolejne zdanie brzmiałoby: „Do 1945 r. posiadłość należała do rodziny (tu uzupełnić)”. Potem historie rozchodziłyby się, bo po II wojnie światowej przejęte przez skarb państwa dolnośląskie pałace stawały się ośrodkami kolonijnymi, domami pomocy społecznej, magazynami, kasynami, budynkami wielorodzinnymi.
W pałacu w Staniszowie po wojnie mieściło się pogotowie opiekuńcze i prewentorium przeciwgruźlicze, w którym dzieci zagrożone chorobą spędzały długie turnusy. Potem obiekt przejęli strażacy, urządzili tu centrum szkoleniowe, przykryli pałac miedzianym dachem. Nawet całkiem estetycznym i adekwatnym historycznie. Dach ochronił pałac i dobry stan obiektu zachęcił Wacława Dzidę do zakupu.
W Dolinie Pałaców i Ogrodów, czyli na 100 km2 w Kotlinie Jeleniogórskiej, jest niemal 30 zabytków architektury świeckiej (pałaców, zamków i wież mieszkalnych, choć nie wszystkie są na sprzedaż).
– To niemal największe zagęszczenie pałaców na kilometr kwadratowy w Europie. Tylko Dolina Loary nas wyprzedza – mówi Agata Rome-Dzida, żona Wacława. Kiedy w 2004 r. przeprowadzała się tu do męża, pałac wciąż był daleki od świetności. Ale hotel już działał.
Gospodarz kupił posiadłość w 2001 r. i już po sześciu miesiącach zaczął zapraszać gości. Podejmował prosto: kawą, herbatą, ciastem pieczonym przez sąsiadkę ze wsi. Elektryka nawalała, bywało zimno, korytarzem znienacka przelatywał nietoperz, ale goście chcieli zostawać dłużej. Wacław urządził pierwsze cztery pokoje.
Książę wychodził z szafy
Majątek przez wieki należał do rodziny von Reussów.