Astrida afirmuje. Wypowiada na głos pomysły, plany i marzenia, ledwie zaświtają jej w głowie. Wypowiada i pozwala toczyć się sprawom. Tak było 16 lat temu. Astrida Kuklińska, właścicielka marki Monada zajmującej się dekoracją okien i wnętrz, przyjechała do Warszawy, by otworzyć filię poznańskiej firmy. Zakładała, że przez dwa lata rozbuja biznes w stolicy i wróci do rodzinnego miasta.
Jedna z pierwszych klientek mieszkała w Konstancinie przy ul. Lipowej. Był słoneczny lutowy dzień. Podziwiając rosnące dookoła lipy, Astrida pomyślała: „Jak ja bym chciała tu mieszkać”. I zanim zaczęła rozważać wszelkie „za” i „przeciw”, myśleć, że to niemożliwe, wypowiedziała to zdanie na głos.
Jakiś czas później odwiedzała znajomych w Trójmieście. Była już wtedy pewna, że w Warszawie zostanie, dobrze czuła się w tym mieście. Przyznała, że szuka czegoś na stałe, ale wcale nie jest łatwo. W Poznaniu mieszkała w secesyjnej kamienicy, a w Warszawie podobne mieszkania są trudne do znalezienia. Wówczas znajomy odparł: „A wiesz, tak się składa, że mam w Konstancinie mieszkanie po cioci”.
– Z początku się zawahałam – wspomina Astrida. – Wtedy myślałam bardziej o miejskim życiu, a nie o domu, z którym zawsze wiążą się pewne wyzwania. Bo czy ja na pewno chcę się zajmować dachem? Rynną?
I wtedy przyjaciel sięgnął po plan budynku. Sfatygowana tekturowa okładka kryła starannie naszkicowane tuszem plany pięter i rysunek elewacji. Astrida, która zawsze miała słabość do pięknych rzeczy, przepadła.
Do środka wpadło cykanie świerszczy
Pierwszy raz Astrida przyjechała do swojego przyszłego domu w sierpniu, z przyjaciółką Bibianną Stein-Ostaszewską, architektką wnętrz.