Nie są niewolnikami rzeczy. To nawet niemożliwe na 75 m2, którymi dysponują. Ale zdarza się im stracić głowę dla formy oryginalnej. Dlatego z niedawnej podróży do Paryża w bagażu podręcznym przewozili... głowę rzeźby ogrodowej.
– Wypatrzona na targu staroci już pierwszego dnia pobytu dosłownie urzekła Witka – wspomina Basia, nie kryjąc wciąż zdziwienia, bo mąż, architekt od dużych brył, z zasady nie znosi drobiazgów, które niczemu nie służą. Obiecali więc sobie zajrzeć na targ tuż przed wylotem i jeśli znalezisko nadal będzie – zabrać je do domu. Radość z odszukania obiektu przez chwilę pomieszała się z jękiem zawodu – nie mieli przy sobie wystarczającej kwoty, ale udało się zmiękczyć serce handlarza. Pozostało przewieźć fragment posągu bezpiecznie, co kosztowało jeszcze trochę nerwów podczas kontroli na lotnisku. Przedmiot wzbudził zainteresowanie, oglądano go dokładnie, wreszcie pozwolono odlecieć.
Pokrytą patyną głowę, prosto ze stolicy mody, wyeksponowali w salonie, w towarzystwie sprzętu retro do odtwarzania muzyki. Uwielbiają jej niedoskonałość – z tyłu ma dziurę, prawdopodobnie wyżłobioną przez wodę. To rzecz z własną historią, której mogą się tylko domyślać.
Estetyka życia
Nie lubią wnętrz jak z katalogów i sztucznego świata, który zagościł w quasi-współczesnych domach. Plastiki, materiały imitujące coś, z czym nie mają nic wspólnego, masowe produkcje są na odległym biegunie upodobań całej rodziny. Dom jest dla Szafrańskich centrum wszechświata, nie prowadzą bujnego życia towarzyskiego, lubią spędzać czas w gronie rodzinnym. Dlatego tak ważna jest dla nich estetyka najbliższego otoczenia – ma działać pozytywnie, sprawiać przyjemność, sprzyjać celebracji życia.