Kiedy w Warszawie na wystawie „Biedermeier” w Muzeum Narodowym chciałam sprawdzić, co kryje blat jakiegoś eksponowanego mebla, zostałam surowo przywołana do porządku. Na moje naganne zachowanie wpływ miały oczywiście Włochy. Na tamtejszych targach staroci wszystkich antyków można dotykać. Ba, byłam jeszcze do tego zachęcana! Włoskie targi poza przyjaznymi sprzedawcami mają też inne zalety: pogodę, lokalizację (malownicze scenerie średniowiecznych lub renesansowych placów) oraz rozmaitość wystawianych obiektów.
Antichità
Tak nazywa się we Włoszech przedmioty, meble i elementy wyposażenia wnętrz, które powstały co najmniej 100 lat temu. Jest ich tu sporo i stale znajdują się w obrocie. O ile sprzęty z końca XIX wieku i późniejsze nie są trudne do osadzenia w czasie, o tyle starsze włoskie meble wymagają już specjalistycznej wiedzy. Różnią się nie tylko od antyków znad Wisły, ale też od znanych nam i łatwiejszych do datowania obiektów francuskich czy angielskich. Meble z Półwyspu Apenińskiego różnią się też między sobą: toskańskie są inne od neapolitańskich czy weneckich. Ponieważ sprawdzone wzory mebli powtarzano, włoscy rzemieślnicy produkowali XIX-wieczne modele jeszcze w latach 60. XX wieku.
Żaden szanujący się sprzedawca nie będzie nam jednak wmawiał, że XX-wieczna replika pochodzi z dawnej epoki. Wśród kupujących dużym powodzeniem cieszą się ręcznie malowane zagłówki metalowych łóżek z wizerunkami świętych, koronami kwiatów lub naiwnymi pejzażami. Takie łóżka były hitem XVIII i XIX wieku, reklamowano je jako wolne od pcheł i pluskiew, higieniczne, łatwe do mycia i dezynfekcji. Bywa i tak, że na targach pojawiają się obiekty, których datowanie wymaga poważnych badań historycznych. Alberto, mój ulubiony sprzedawca w mieście Ascoli Piceno (stoisko na Piazza del Popolo, vis-à-vis secesyjnej Caffè Meletti) trafił do Montemonaco w Górach Sybillińskich.