Nazwa galerii nie jest przypadkowa – Piotr Zieliński wraz z żoną Małgorzatą otworzyli ją w poklasztornych murach brygidek, z widokiem na wewnętrzny ogród. Dysponowali wtedy największą po zamku królewskim w Lublinie powierzchnią wystawienniczą – 300 m kw. To dało rozmach ich przedsięwzięciom – prezentowali i malarstwo sakralne z przełomu XVI i XVII wieku, i Malczewskiego, i Nikifora. Zdarzało się, że ich wystawy oglądało jednego dnia prawie tysiąc osób, a kurator tracił głos po oprowadzaniu tłumów.
Poszli „środkowym, akademickim torem” i konsekwentnie prezentują dzieła uznanych współczesnych artystów. – To nasz złoty środek – podkreśla Piotr Zieliński, założyciel autorskiej galerii, kustosz i kurator wszystkich ekspozycji. Współpracował z Wajdą, Kantym Pawluśkiewiczem, Nowosielskim, Krauze. Z wieloma twórcami połączyła go przyjaźń tak bliska, że anegdotami o ich wspólnych przygodach mógłby obdzielić karty niejednej książki. Jednak tempo pracy we własnej galerii – do niedawna 14 projektów realizowanych rok po roku i obowiązki przez siedem dni w tygodniu – nie pozwoliły usiąść do pisania.
Wystawy, plenery malarskie, aukcje (wyłącznie charytatywne), wydawanie katalogów i kalendarzy na bardzo wysokim poziomie edytorskim, udział w festiwalach oraz targach sztuki w Polsce i za granicą są wpisane na stałe w program galerii. – Bez tych wszystkich działań bylibyśmy tylko sklepem z obrazami. Oferujemy artystom coś więcej niż tylko gwóźdź w ścianie – konstatuje Zieliński. Wierzą w to, że sztuka uwrażliwia, łagodzi obyczaje; potrafią nią zafascynować swoich gości.
Wydarzenia w Wirydarzu są planowane na dwa lata do przodu. Właściciele skrupulatnie archiwizują dokonania.