Sopot. Tu czas zwalnia
Archi-wycieczka. Z Robertem Koniecznym odkrywamy Sopot – dawną Riwierę Północy
Sopot albo się uwielbia, albo omija szerokim łukiem. Do której grupy należysz?
Kiedyś wpadałem tu tylko na chwilę – głównie, żeby przejść się Monciakiem i pospacerować po molo. Miasto kojarzyło mi się z totalną komerchą, ale trochę inną niż nad samym Bałtykiem. Tu wszystko było bardziej luksusowe i na pokaz. Pamiętam najlepsze samochody, które przejeżdżały wolno przez skrzyżowanie z deptakiem, aby popisać się przed spacerowiczami – to było jeszcze w czasach, kiedy nie było tunelu pod Monciakiem. Na tle Gdyni i Gdańska Sopot wydawał mi się najmniej atrakcyjny i przereklamowany. Dopiero nasza wycieczka uzmysłowiła mi, jak bardzo byłem w błędzie.
Mieliśmy dobrego lokalnego przewodnika – architekt Marek Łańcucki, który od wielu lat prowadzi w Sopocie pracownię MAARTE, pokazał nam zupełnie inną twarz miasta.
Zachwyciły mnie zaciszne uliczki ze starymi willami zatopionymi w zieleni. Wystarczy tylko skręcić z obleganego deptaka, ulicy Bohaterów Monte Cassino, i jest się już w innym mieście. Tu zatrzymał się czas. Można przenieść się do przedwojennego kurortu, który – ze względu na swój wystawny charakter – nazywany był Riwierą Północy. Podoba mi się kameralna skala zabudowy i zachowana poniemiecka architektura. Stare wille mają te charakterystyczne duże, przeszklone werandy, często bogato zdobione.
Spore wrażenie zrobiła na nas willa Bergera. W przeszłości działała tu loża masońska, stacjonowali SS-mani, a sam dom zagrał w pierwszym polskim horrorze, czyli kultowym „Medium” Jacka Koprowicza z 1985 roku.
Budynek i ogród wokół są mocno zapuszczone, co tylko przydaje miejscu atmosfery tajemniczości. Aż ciarki mnie przechodzą, bo przypominam sobie sceny z „Medium”.