To nie jest projekt charytatywny, zastrzega Alessandro Piccini, burmistrz Cantiano, malowniczej średniowiecznej miejscowości, leżącej na granicy regionów Marche i Umbria. W jego gminie na chętnych czekają jeszcze trzy domy. „Tutaj wygrywa każdy”, tłumaczy. Nabywca, bo staje się posiadaczem domu w jednym z najpiękniejszych rejonów Włoch, dwa kroki od Urbino i Gubbio; władze, bo pozbywają się rudery szpecącej miasteczko; wreszcie cała społeczność. „Mówimy tu nie tylko o potencjalnej gentryfikacji historycznego centrum, o zamianie ruin w stylowe domy, sklepy, restauracje czy galerie, ale i o natychmiastowym ożywieniu całej okolicy: zleceniach dla lokalnych rzemieślników, murarzy, hydraulików i stolarzy, nowych klientach na targu, w barach, kawiarniach, składach budowlanych i sklepach ze starociami. To samo dotyczy rolników. Nowi mieszkańcy z pewnością docenią talenty okolicznych wytwórców oliwy, wina, serów i wędlin”, zapewnia Piccini.
Domy widma
Projekt „Domy za 1 euro” zrodził się w głowie burmistrza sycylijskiej Gengi 12 lat temu – jako forma rewitalizacji opuszczonych miasteczek. Włoskie urzędy skarbowe ponad 3 700 000 nieruchomości określają mianem „dom-widmo”, bo od lat nikt nie opłaca za nie podatku i nie sposób ustalić nazwiska ani adresu właściciela. Do tego dorzućmy 548 148 zinwentaryzowanych budynków, które popadły w ruinę.
Włochy przeżyły kilka gwałtownych fal emigracji. W latach 1861–1985 Półwysep Apeniński opuściło 30 mln osób! Do czasów po pierwszej wojnie światowej Włosi najczęściej udawali się do Brazylii, Argentyny i Stanów Zjednoczonych. Po drugiej, wraz z gwałtownym rozwojem przemysłu, młodzi ruszyli do pracy na północ Włoch, do wielkich miast i na wybrzeże.