Syryjscy uchodźcy, którzy za sprawą Fundacji Estera półtora tygodnia temu przyjechali do Polski, z jednej wojny zupełnie nieświadomie trafili w sam środek innej. Światopoglądowej.
Ledwo polski wiceminister zapowiedział w Luksemburgu, że przyjmiemy 2 tys. uchodźców, w kraju odezwały się głosy, że to tylko niewiążąca propozycja, nieustalona z partią koalicyjną i niepotwierdzona.
Kiedyś płynęły tędy tylko narkotyki. Teraz idą tysiące imigrantów. Macedonia i Serbia są bezsilne. Węgrzy chcą budować mur. Bruksela nie wie, co robić.
Ludzi, którzy próbują przedostać się do Europy, jest tak dużo, że nie da się dłużej tylko teoretyzować i przypominać o problemie w takie dni jak ten.
Trzy problemy były najważniejsze na zakończonym właśnie szczycie G7 w Bawarii: agresja Rosji wobec Ukrainy, tzw. Państwo Islamskie i uchodźcy napływający do Europy oraz wpływ człowieka na globalne ocieplenie.
Od miesiąca żyje w Polsce 178 osób polskiego pochodzenia ewakuowanych z Donbasu. A oprócz nich tysiące innych, którzy uciekli z powodu wojny na Ukrainie, o których kompletna cisza.
Ma rację papież Franciszek. Zatonięcie statku pełnego imigrantów u wybrzeży włoskiej wyspy Lampedusa to hańba – a okrywa ona mieszkańców bogatej i sytej Europy.
Przyjechali do kraju, w którym ich nie kochają. Ale w ich własnym kraju kochają ich jeszcze mniej.
Blisko tydzień temu 73 cudzoziemców ze Strzeżonych Ośrodków w Białymstoku, Białej Podlaskiej, Przemyślu i Lesznowoli rozpoczęło strajk głodowy. Dziś protest kontynuuje 30 osób. Domagają się m.in.: prawa do informacji w zrozumiałym dla siebie języku, możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym, właściwej opieki medycznej, edukacji dla osadzonych dzieci, poprawy warunków socjalnych i nie nadużywania wobec nich przemocy.
Na świecie jest ponad 42,5 mln uchodźców. Tylko w zeszłym roku 800 tys. ludzi musiało uciekać z własnego kraju, żeby przeżyć. 20 czerwca obchodzimy ich dzień.