Dziesięć lat po wielkim rozszerzeniu w Europie mało kto życzy sobie przyjmowania kolejnych krajów do Unii. W cieniu ostatnich debat na temat ratowania wspólnej waluty, a ostatnio konfliktu ukraińsko-rosyjskiego toczą się co prawda negocjacje akcesyjne, ale żaden z krajów nie jest blisko tego, by zostać dwudziestym dziewiątym członkiem Unii Europejskiej.
Kandydaci
W tej chwili pięć państw ma status krajów kandydatów, ale to raczej jedyne, co je łączy. Co ciekawe, tylko cztery z nich formalnie zaczęły negocjacje, bo Macedonia wciąż nie może doczekać się tego momentu. Na przeszkodzie stoi nierozwiązany spór z Grecją o nazwę państwa. Mimo wieloletnich prób mediacji ze strony Unii Grecja nadal nie chce się zgodzić na określenie „Republika Macedonii”, a Macedonia nie zamierza z niego zrezygnować.
Spośród pozostałych czterech krajów, które negocjacje rozpoczęły, jeden już zdążył je zawiesić. To Islandia, która po upadku systemu bankowego i dramatycznym kryzysie gospodarczym w 2009 r. zdecydowała się przystąpić do Unii w nadziei, że w ten sposób będzie w przyszłości lepiej chroniona. Co ciekawe, negocjacje toczyły się stosunkowo sprawnie, a do końca 2012 r. zamknięto 11 z 34 rozdziałów. Jednak w ubiegłym roku na wyspie nastąpiła zmiana władzy. Do głosu doszli prawicowi przeciwnicy członkostwa w Unii i zdecydowali o bezterminowym zawieszeniu rozmów z Brukselą. Część mieszkańców Islandii chce zorganizowania referendum, które ostatecznie dałoby odpowiedź na pytanie, czy Islandia wznowi negocjacje, czy też je całkiem zerwie. Na razie Unia toleruje ten stan zawieszenia, ale wkrótce zażąda konkretnych decyzji.
W tej chwili zatem tylko trzy kraje prowadzą negocjacje akcesyjne – Czarnogóra, Serbia i Turcja. Czarnogóra na razie zamknęła zaledwie dwa rozdziały, a Serbia negocjacje zainaugurowała dopiero w styczniu tego roku. W przypadku obu tych krajów droga do Unii jest zatem jeszcze bardzo daleka, chociaż wydaje się, że to właśnie one mają największą szansę zostać kolejnymi państwami członkowskimi. Najpoważniejszą przeszkodą dla Serbii będzie z pewnością ułożenie relacji z Kosowem, które większość krajów unijnych, w tym Polska, uznaje za niezależne państwo, a Serbia widzi w nim cały czas, przynajmniej oficjalnie, część swojego terytorium. W ubiegłym roku Serbia i Kosowo zawarły wreszcie, pod unijnymi auspicjami, porozumienie o normalizacji stosunków, które obu państwom otworzyło drogę do Wspólnoty.
Jest jeszcze trzecie państwo, cały czas prowadzące negocjacje akcesyjne, ale ono do Unii w najbliższych latach z pewnością nie wejdzie. To Turcja, której historia związków z europejską integracją jest bardzo długa. Ten kraj już 1963 r. zawarł umowę stowarzyszeniową z ówczesną Europejską Wspólnotą Gospodarczą, a w 1987 r. formalnie wystąpił o przyjęcie do EWG, bo Unia nawet wtedy jeszcze nie istniała. Po dwunastu latach doczekała się statusu kraju kandydata, a w 2005 r. rozpoczął wreszcie negocjacje, które od początku toczyły się bardzo powoli. Do dzisiaj Turcja zamknęła tylko jeden rozdział, a otworzyła dopiero trzynaście innych.
Kiedyś Europa była przede wszystkim zaniepokojona zbyt dużą rolą armii w tureckim państwie, dziś odstraszają ją raczej autorytarne zapędy konserwatywnych władz. Bez zmian pozostaje problem cypryjski, a przecież Turcja nie będzie mogła wejść do Unii, jeśli nie uzna Republiki Cypru, która w Unii jest już od dziesięciu lat. Zresztą po obu stronach coraz głośniejsi stają się przeciwnicy prowadzenia negocjacji akcesyjnych. Część europejskich partii konserwatywnych uważa, że Turcja nigdy nie będzie mogła zostać pełnoprawnym członkiem z powodu politycznych, kulturalnych i religijnych różnic. Także wśród wielu Turków nie widać już zachwytu Europą, a obecne władze raczej udają, że prowadzą negocjacje.
Kandydaci na kandydatów
Poza pięcioma krajami kandydatami trzy inne zostały przez Brukselę określone mianem potencjalnych kandydatów. Ten tytuł jest swoistym przedsionkiem do oficjalnych rozmów i ma zachęcić do reform kraje, które dziś jeszcze do Unii się nie nadają, ale mają szansę na członkostwo w przyszłości. W tej chwili w tym negocjacyjnym przedpokoju przebywają Albania, Bośnia i Hercegowina oraz Kosowo. Najbliżej statusu kandydata jest Albania, która po latach wewnętrznych niepokojów wreszcie zaczyna zdobywać pochlebne oceny. Albania już w 2009 r. wystąpiła z wnioskiem o rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych, zaraz po wejściu w życie jej umowy stowarzyszeniowej z Unią. Komisja Europejska pozytywnie oceniła przeprowadzone tam w ubiegłym roku wybory, ale oficjalnym kandydatem do Unii Albania wciąż nie jest z powodu oporu kilku krajów członkowskich, jak Dania i Holandia, które wciąż patrzą na nią bardzo sceptycznie.
Wyjątkowo trudną drogę do Unii ma Bośnia i Hercegowina z powodu własnych, wewnętrznych napięć między częścią serbską i bośniacko-chorwacką. To właśnie z ich powodu nie weszła w życie dotąd nawet umowa stowarzyszeniowa między Bośnią a Unią Europejską, ratyfikowana już trzy lata temu. Ostatnia fala protestów w tym kraju z pewnością nie przyspieszy startu negocjacji. Najbardziej kuriozalna jest natomiast sytuacja Kosowa, które co prawda marzy o członkostwie, ale wciąż nie jest uznawane przez pięć unijnych krajów. Co ciekawe, według Unii nie jest to przeszkoda, aby zawrzeć z Kosowem umowę stowarzyszeniową. Na jesieni ubiegłego roku rozpoczęły się już negocjacje w tej sprawie. Mało prawdopodobne, żeby bałkańscy kandydaci powtórzyli sukces naszego regionu i zostali przyjęci do Unii razem, w ramach kolejnego wielkiego rozszerzenia. Raczej wchodzić będą pojedynczo lub we dwójkę.
Mgliste perspektywy
Lista potencjalnych członków Unii Europejskiej jest znacznie dłuższa, ale też bardzo mało konkretna. Oficjalnie nikt nie zamyka drzwi do Wspólnoty przed Mołdawią czy Ukrainą, a nawet Białorusią, ale po zmianie tamtejszego systemu politycznego. Żaden z tych krajów nie może jednak liczyć na obietnice porównywalne z tymi, jakie Unia złożyła krajom bałkańskim. Być może kiedyś negocjacje rozpoczną Gruzja, albo nawet Izrael i państwo palestyńskie po skutecznym zakończeniu procesu pokojowego, ale na razie to wyłącznie marzenia.
Szybko do Unii mogłyby wejść bogate Norwegia i Szwajcaria, ale ich społeczeństwa nie mają takich oczekiwań. Największy kłopot w tym, że same kraje członkowskie nie bardzo dziś wiedzą, czy w ogóle chcą dalszego rozszerzania Unii. Wielu wskazuje na przykład Rumunii i Bułgarii, które w powszechnej opinii do Unii weszły za wcześnie, niewystarczająco przygotowane i niedokładnie sprawdzone. Za ich grzechy pokutują dziś kolejni kandydaci, którzy są traktowani znacznie surowiej, ze sporą dozą nieufności.
Po kryzysie gospodarczym i spodziewanym sukcesie partii eurosceptycznych w wyborach do Parlamentu Europejskiego trudno dziś wyobrazić sobie rozszerzenie Unii o duże kraje w najbliższych latach. Możliwe wydaje się tylko stopniowe przyjmowanie państw bałkańskich, na tyle małych, że ekonomiczny ciężar pomocy dla nich nie będzie dla ogromnej Unii zbyt zauważalny. Teraz jedyne rozszerzenia, na jakie cała Wspólnota może się zgodzić, to takie, o których jak najmniej słychać. Smutne, ale prawdziwe.