Jesteś Polakiem, ale przez prawie całe życie mieszkasz za granicą? Jak to się stało?
Robert Borny: Mieszkam w Wiedniu już prawie 30 lat. Rodzice w poszukiwaniu nowych możliwości zawodowych wyemigrowali do Austrii, a ja, będąc wtedy dzieckiem, nie miałem wpływu na ich decyzję. Z dzieciństwa do tej pory pamiętam oszałamiającą ilość świateł, czystość, porządek. W tamtych czasach ten kontrast był niesamowity.
Po szkole średniej wybrałeś studia medyczne. Skąd pomysł, by zostać lekarzem?
Pod koniec technikum zacząłem interesować się medycyną, więc w czasie ostatniego roku nauki skoncentrowałem się już na przygotowaniach do studiów. Zawód lekarza jest fascynujący, jeżeli jest wykonywany w odpowiednich warunkach. To, czego oczekiwałem od tej profesji, znalazłem niedawno w Szwajcarii. Wyemigrowałem dopiero niecały rok temu. Jakość warunków pracy lekarzy jest tu bardzo wysoka. Najnowsze techniczne wyposażenie jest połączone z wystarczającą ilością czasu, którą lekarz może poświęcić każdemu pacjentowi.
Co sprawiło, że zmieniłeś swoje początkowe plany i zamiast zostać lekarzem oddałeś się pracy naukowej?
Po studiach byłem rozczarowany, gdy zdałem sobie sprawę jaką machiną jest hurtowa produkcja lekarzy i jak mało w tym wszystkim przykłada się wagi do pojedynczego człowieka. Postanowiłem spróbować czegoś nowego. Ucieczka przed medycyną kliniczną zaprowadziła mnie do laboratorium w szpitalu uniwersyteckim w Oitcie w Japonii. Było to moje pierwsze zetknięcie z prawdziwymi pracami badawczymi. Pracowałem nad komórkami macierzystymi myszy. Po paromiesięcznym pobycie wyhodowałem kolonie bijących komórek serca. Pomijając jednak naukę, najwięcej wiedzy zdobyłem z dziedziny komunikacji międzykulturowej.