Proboszczowie będą z ambon dowodzić, że oderwanie się Wyspiarzy od gnijącej Europy Zachodniej było dla nich ostatnią deską ratunku. Skąd to przypuszczenie, a nawet pewność? Z tego, co się działo w czasie obchodów 40-lecia wydarzeń radomskiego Czerwca 1976. Biskup płocki Piotr Libera wygłosił niby-homilię, a w rzeczywistości wylał kubeł politycznych pomyj, których nie powstydziłby się nawet Jarosław Kaczyński. Na kogo? Na tych, którzy wyciągnęli nas z łap komunizmu, zasłużonych dla początków III RP i całej naszej historii ostatnich 27 lat. Ganił tych, którzy „z premedytacją” oddali gazety, radiostacje i telewizje resortowym dzieciom lub za bezcen sprzedali ogłupiającym Polskę cudzoziemcom z Zachodu. To właśnie oni dziś sączą nam jad lewackiej ideologii multi-kulti i każą odrzucać kulturę, w której wyrośliśmy – „chrześcijańską, chrystusową”. Chyba tylko pogarda dla materialnych dóbr tego świata nie pozwoliła biskupowi powiedzieć wprost, że wszystkie te gazety, radia i telewizje należą się ubogiemu Kościołowi za symboliczną złotówkę. Dopiero wtedy zapanowałby ład moralny – jedna owczarnia, jeden pasterz. Na razie jednak, grzmiał biskup, małpujemy Zachód. Ciekawe, co powie, gdy będziemy musieli małpować Wschód.
Wiadomo, że wiara czyni cuda, ale w przypadku eminencji z Płocka doświadczamy raczej próżni Torricellego. W dalszym ciągu biskupiej oracji usłyszeliśmy bowiem, że tzw. nowoczesna demokracja tu w kraju i pogubiony duchowo Zachód „panicznie przestraszyły się Polski”. Dlatego Unia Europejska tak nas prześladuje. Nie o żaden Trybunał ani praworządność chodzi Brukseli, tylko o to, że Polska „odnajdująca swą tożsamość w wierze Chrystusowej” jest dla ateistycznych elit i bankierów po prostu niewygodna.