Moje życie z POLITYKĄ cz. II
Politycy, dziennikarze, naukowcy mówią o POLITYCE cz. II
Za co je lubią lub nie lubią? Jakie ma dla nich znaczenie? Z czym się kojarzy? Co było w nim ważne kiedyś, a co charakteryzuje je dziś? Wszystkim, którzy podjęli to wyzwanie, bardzo dziękujemy!
***
Marek Kondrat
aktor
Chybabym skłamał, gdybym powiedział, że czytam POLITYKĘ, od kiedy istnieje. „Miś”, „Świerszczyk” i „Płomyczek” były jednak pierwsze. Ale był czas, gdy wielka płachta gazety z dużymi czerwonymi literami, hasłem skierowanym do proletariatu i rysunkiem Szymona Kobylińskiego przykrywała większą część mojej rosłej (znacznie później) postaci. Dla jasności: od Urbana wciąż jestem wyższy. W okres rytualny czytania ulubionego pisma wszedłem mniej więcej z ćwierćwieczem tygodnika. Rytualny, bo zakup był związany zawsze z tym samym kioskiem, z pozdrowieniem kioskarki, wymianą paru zdań i pożegnalnym: do zobaczenia, czyli – do nowego numeru. Dziś, w dobie internetu, POLITYKA, 60-letnia pani ze śladami urody, przychodzi do mnie co środę na kolację.
Nie zawsze było mi z nią po drodze. Ale nie przestawałem jej czytać – czasem z uwielbieniem, czasem z młodzieżowym sprzeciwem wobec gderań starszyzny, które z wiekiem zaczyna się doceniać. Różnorodność emocji związanych z lekturą wyznaczał czas i burzliwość zdarzeń współczesnej historii kraju. Poglądy miewamy różne, ważne, jak je wyrażamy i jakich postaw bronimy. Fenomen trwania POLITYKI i czołowego miejsca, jakie zajmuje wśród tygodników opiniujących, polega na indywidualnościach umiejętnie zebranych w zespół. Jak w dobrym teatrze proces formowania jest długi, ale niezwykle uważny.