Jerzy Baczyński: – Od ćwierć wieku obserwuje pan i analizuje polskie media. W tym czasie zmieniło się tu niemal wszystko. Gdyby tak popatrzeć z góry, to jak dziś wygląda nasz rynek medialny? Dogoniliśmy Zachód? Transformacja się powiodła?
Tadeusz Kowalski: – Jeśli wziąć pod uwagę udział sektora mediów w gospodarce – u nas to 1,6 proc. PKB – sytuujemy się gdzieś między Włochami a Hiszpanią. Jesteśmy na poziomie dobrej średniej europejskiej, może nawet powyżej. Ale jest różnica skali. Pięć największych koncernów niemieckich generuje przychody w granicach 60 mld dol.; gdybyśmy dodali pięć największych grup medialnych w Polsce, to może byśmy z trudem uzyskali 2–2,5 mld dol.
Jest jakaś specyfika naszego rynku?
Tak, mamy np. jeden z najbardziej rozbudowanych w Europie sektorów publicznego radia i telewizji. Druga odmienność – w wielu krajach w ogóle nie istnieją ogólnokrajowe prywatne rozgłośnie radiowe, a w Polsce są i mają się dobrze. Bo jeżeli chodzi o pewne gatunki prasy czy formy dziennikarskie, to w każdym kraju one są trochę inne, dlatego że są różne tradycje, odmienne przyzwyczajenia. Ale pod względem liczby tytułów, rozgłośni, kanałów telewizyjnych, nie mamy się czego wstydzić, a już liczba stacji telewizyjnych lokuje nas w europejskiej czołówce. Także jeśli chodzi o intensywność korzystania z mediów, absolutnie nie odstajemy od poziomu europejskiego, może nawet w stosunku do niektórych krajów, zwłaszcza południa Europy, jesteśmy powyżej. Na ilość, nie jest źle.
Zwłaszcza jeśli porównać z początkiem lat 90. Młodzi nie uwierzą, że były tylko dwa państwowe kanały TV, parę rozgłośni radiowych, chyba tylko kilka ledwo kolorowych gazet.