Alina Tepli (1930–2008)
Była dla nas – jako dyrektor, a potem wiceprezes wydawnictwa w latach 1991–2002 – kobietą opatrznościową. Należała do klasy rasowych menedżerów. Tacy ludzie, kiedy przechodzili ze świata biurokratycznych ograniczeń w świat ekonomicznej swobody i konkurencji, czuli się wręcz jak ryby zrzucone z mulistego brzegu do wody. Pani Alina (wolała używać swego drugiego imienia zamiast pierwszego – oficjalnie brzmiącej Stanisławy) odznaczała się przy tym znakomitą znajomością branży, wiedziała wszystko o papierniach, drukarniach, transporcie i kolportażu. Miała wielki wkład w to, że POLITYKA zbudowała sprawne przedsiębiorstwo i własną okazałą siedzibę.
Mieczysław F. Rakowski (1926–2008)
Współpracownicy go lubili, choć bywał przykry i potrafił się wściec. Kobiety go kochały. Przeciwnicy polityczni nienawidzili z całej duszy. Chociaż nie wszyscy i nie zawsze. Z przeciwnikami też potrafił się dogadywać. Umiał wymanewrować pryncypialnych towarzyszy, gdy próbowali zniszczyć jego samego i jego ukochane dziecko – POLITYKĘ. Redaktorem naczelnym naszego tygodnika został w wieku 32 lat, w 1958 r. (i był nim do 1982 r.). Wcześniej był oficerem politycznym i aparatczykiem partyjnym. Skąd ten młody człowiek, wtopiony w system władzy, brał siły, mądrość i wolę, żeby z pisemka założonego przez KC PZPR w celu przytłumienia rewolucji Października ’56 uczynić jeden z największych fenomenów polskiego czasopiśmiennictwa? Więcej, jeden z fundamentów polskiego racjonalizmu i polskiej duchowości epoki PRL, w symbiozie z tamtą Polską i jednocześnie w oporze wobec niej. A że tak było, zaświadczali czytelnicy, których z każdym rokiem przybywało i którzy po latach jakże często i dzisiaj mówią, że się na POLITYCE wychowali. Otwierał Polskę na Zachód. Dla kanclerza Helmuta Schmidta, z którym się przyjaźnił, nie był komunistą, lecz socjaldemokratą z ducha, który chce wyprostować stosunki polsko-niemieckie z korzyścią dla własnego kraju. W latach 60. i 70. Rakowski był obowiązkowym punktem podróży niemal każdego zachodniego dziennikarza piszącego o Polsce. Jego program telewizyjny nosił tytuł „Świat i Polska”. Ten świat, oczywiście, nie był otwarty („Realia, panowie, realia” – lubił powtarzać MFR na redakcyjnych zebraniach), lecz trzymany pod strażą potężnego Związku Radzieckiego. Czy jako człowiek, twórca pisma i polityk ułatwił narodziny wolnej Polski? Nie miał co do tego wątpliwości. Już właśnie w wolnej Polsce, kiedy Tadeuszowi Mazowieckiemu, Jacques’owi Delors i Michaiłowi Gorbaczowowi przyznawaliśmy nagrody Kamieni Milowych, Rakowski w swojej laudacji dla nich powiedział jakby dla pamięci o nim: „Nie byliśmy bezmyślnymi wędrowcami po mazowieckich piaskach”.
Jacek Królak (1960–2010)
„Sztuka jest wtedy, kiedy dajesz wszystko z siebie” – powtarzał Jacek, nasz redaktor graficzny. On dawał z siebie tak dużo, że spalił się w pracy i życiu jak pochodnia. Jacek, który dla grafiki gazetowej porzucił malarstwo, był w tej pracy prekursorem, jednym z pierwszych w Polsce artystów, którzy wybrali nowe techniki komputerowe jako narzędzie i materię twórczości. Ze swoją wyjątkową wrażliwością na piękno, barwę, odcień – również słowa (był z wykształcenia także polonistą), tworzył nie tylko świetne projekty graficzne (których ślady do dziś można odnaleźć zarówno w POLITYCE, jak i np. „Pomocniku Historycznym” i „Niezbędniku Inteligenta”), ale też pamiętne hasła i tytuły.
Stanisław Podemski (1929–2011)
Niepowtarzalny styl cechował Staszka we wszystkim, co robił. Przede wszystkim w tym, co stanowiło najistotniejszą zapewne treść jego życia – w pisaniu. Wybrał dziennikarstwo – i w tej pracy łączył prawniczą kulturę i kompetencje z publicystyczną pasją i talentem. Ale nie było tak, że Staszek po prostu pisał bardzo dobre teksty o tematyce prawnej. On walczył o sprawiedliwość. Szczególną maestrią musiał się wykazać w czasach PRL, gdy uczciwe dziennikarstwo wciąż napotykało polityczne i cenzuralne bariery. Swoją gorącą publicystyką Staszek walczył z prawnymi i biurokratycznymi nonsensami, upominał się o sensowne zmiany w przepisach, zawsze posługując się żelazną logiką, budując wywody jasne i uderzające trafnością. Bronił skrzywdzonych, nie bojąc się, że narazi swoją karierę.
Andrzej K. Wróblewski (1935–2012)
Pracując w POLITYCE prawie od początku jej istnienia, w ciągu kilku lat AKW wszedł do czołówki polskich reporterów i publicystów. Z przekonań i z temperamentu był socjalistą i pozytywistą, ciągle coś naprawiał – od ustroju począwszy, na rowerze skończywszy. Jeździł po Polsce, sprawdzał, jak działa system, wracał coraz bardziej przygnębiony, ale i pełen pomysłów. Pisał o tym, jak wielkie hasła i szczytne intencje pozostają na papierze, nie wytrzymują konfrontacji z życiem. Reportaże i artykuły Wróblewskiego, pisane z pozycji „konstruktywnej krytyki” i zdrowego rozsądku, coraz częściej padały ofiarą cenzury. Transformację ustrojową – jako przekonany demokrata i liberał gospodarczy – powitał więc z radością. Tak w życiu prywatnym, jak i w radiowej Trójce (gdzie prowadził program „Peryskop”), w TVP (program „Kontrapunkt”) nigdy nie uciekał się do złośliwości, agresji, poniżania adwersarzy, nie dążył do tego, żeby postawić ich w sytuacji bez wyjścia. Zawsze miał do ludzi wyciągniętą rękę i cieszył się wzajemnością z ich strony – otaczały go szacunek i sympatia, a nawet kult. Nie miał wrogów, miał tylko przyjaciół.
Andrzej Garlicki (1935–2013)
Wybitny historyk, specjalizujący się w dziejach II Rzeczpospolitej, ale nie stroniący też od innych tematów, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, ceniony w środowisku naukowym i poza nim. Do kanonu lektur historycznych weszły takie jego książki, jak „U źródeł obozu belwederskiego” (1978), „Przewrót majowy” (1979), „Józef Piłsudski 1867–1935” (1988), „Od maja do Brześcia” (1981) i „Od Brześcia do maja” (1986). Powagi jego publikacjom – a na naszych łamach zajmował się problematyką historyczną i współczesną polityką – nie odbierały pisane przez niego recenzje kulinarne; świadczyły tylko o zaraźliwej radości życia i umiejętności przełamywania akademickich stereotypów. Był dla nas przez dziesięciolecia ważnym partnerem i dyskutantem, przyjacielem i autorytetem, stałym uczestnikiem kolegiów redakcyjnych.
Michał Radgowski (1929-2013)
Formalnie był zastępcą Mieczysława F. Rakowskiego, faktycznie był kimś więcej. […] Zyskał sobie taki autorytet i sympatię, że jego głos był w wielu sprawach przeważający. Rakowski i Radgowski doskonale się uzupełniali. MFR był typem działacza, polityka, człowiekiem ruchliwym i ambitnym, spędzał wiele czasu poza redakcją, w gmachu KC, w „terenie”. Michał z kolei był stale w redakcji, całkowicie skupiony na piśmie, które na co dzień prowadził; czytał teksty, rozmawiał z kolegami i z koleżankami, reprezentował typ redaktora filozofa, nie pasjonowały go wyniki kolejnego plenum i zjazdu, zajmowały go sprawy ważniejsze – społeczeństwo, kultura, idee, obyczaje, język i charakter pisma.
Niektórzy wręcz pisali „pod Radgowskiego”. – Nie pisze się pod Michała – powiedział kiedyś z wyrzutem Dariusz Fikus, sekretarz redakcji, do Hanny Krall. – A dla kogo się pisze? – zapytała rosnąca gwiazda reportażu. – Pisze się dla tego człowieka, który siedzi w nocy w poczekalni dworca w Koluszkach – powiedział Fikus. – Jeśli w tym człowieku jest choć cząsteczka Michała, to mogę pisać dla tego w poczekalni – odparła Krall. […] O ile Rakowski znał dobrze korytarze władzy, o tyle Radgowski szlifował – prawie dosłownie – bruk ulicy. Był perypatetykiem. Obserwował ludzi, sklepy, tramwaje, przechodniów, kolejki, zapamiętywał rozmaite sceny i typy, łowił słowa i język ulicy, a także ówczesnej prasy, w której znajdował rozmaite kurioza. W ten sposób powstała jego rubryka „Polityka i obyczaje”.
Fragment wspomnienia Daniela Passenta, „Tutuś”, Polityka nr 31/31.07.2013
Jarosław Krysik (1966–2013)
Był absolwentem warszawskiej ASP, grafikiem, autorem tekstów historycznych, map i infografik; erudytą, człowiekiem ciepłym, skromnym, z lekka ironicznie zdystansowanym wobec ludzkich przywar. Najwyraźniejszym śladem jego obecności pozostaną „Pomocniki Historyczne” z ostatnich trzech lat jego życia; on nie tylko nadawał im kształt graficzny, on je współtworzył.
Wincentyna Kucharska (1939–2013)
Filigranowa, drobna osoba, z ogromnym poczuciem humoru, wiecznie tkwiąca wśród cyfr i sprawozdań działu księgowości. Autorka najlepszych pączków z nadzieniem różanym, którymi częstowała zawsze w tłusty czwartek.
Jan Bijak (1929–2014)
Był trzecim kolejnym (praktycznie – drugim po M. Rakowskim) redaktorem naczelnym POLITYKI, w okresie dla niej chyba najbardziej dramatycznym, bo w latach 80. i na początku następnej dekady, aż do 1994 r. Między 13 grudnia 1981 r., który zdawało się, że kończy historię pierwszej Solidarności, a 1989 r., który rozpoczynał jej nowe dzieje, już jako formacji biorącej realną odpowiedzialność za Trzecią RP. I gdy ta Polska budowała swoje podstawy i zasady, a POLITYKA temu procesowi sprzyjała, sama się też zmieniając. Nie ulega wątpliwości, że konsekwentny, spokojny i odważny sposób prowadzenia tego zespołu dał mu szansę po 1989 r. na zbudowanie pismu nowego życia i łagodne przejście do nowych struktur i nowego porządku personalnego. W naturalnych sporach o przyszłość pisma czy po prostu o przyszłość nowej Polski Jan Bijak dopuszczał wielogłos, rozumiał, że tylko z takich napięć i dyskusji może wyłonić się autentyczna modernizacja tygodnika, mogą zostać przeniesione w nowe czasy jego wartości i zalety.
Roman Frister (1928–2015)
Więzień Mauthausen, Auschwitz. W 1952 r. aresztowany przez UB. W 1957 r. wyemigrował do Izraela. Był cenionym pisarzem, jego książki tłumaczono na wszystkich kontynentach. Napisał nam kilkaset artykułów-korespondencji, a docierał do źródeł zwykle rzadko dostępnych. Miał ogromną bibliotekę, szerokie znajomości w świecie. Choć czuł się dziennikarzem, a nawet przez pewien czas żołnierzem Izraela, umiał nie tylko współczuć Palestyńczykom, ale i nawiązać z nimi mądre, ludzkie porozumienie. Ostatnie lata życia spędził z nami, w Warszawie.
Jacek Mojkowski (1954–2015)
Swój wrodzony perfekcjonizm Jacek w całej pełni ujawnił jako redaktor naczelny „Forum”. Nigdy nie przyjmował do wiadomości, że redagowanie to proces, który kiedyś musi się wszakże zakończyć. Uważał, że zawsze można zredagować gazetę lepiej. Współpracownicy nazywali ten styl nieokiełznaną kreatywnością, ale Jackowi nie sposób było nie ulec, bo zarażał entuzjazmem, przekonaniem, dawał frajdę tworzenia gazety. Był szefem magazynu przez 15 lat, do ostatnich tygodni przed śmiercią. W szpitalu czytał kolumny, przez telefon prowadził kolegia, złościł się na swój stan, jakieś okresowe pochemiczne zapaści, ale jednocześnie był dumny, że koleżanki i koledzy tak dobrze sobie dają radę, że zespół świetnie wie, co ma robić.
Anna Migdalska (1948–2015)
Korektorka, związana z POLITYKĄ od 1995 r. Zawsze staranna i uważna, do tego niezwykle serdeczna i uśmiechnięta. Miłośniczka podróży. Szczególnym sentymentem darzyła Włochy. Jej pasją były też ogrody. Tym, jak odpowiednio pielęgnować rośliny, dzieliła się również z czytelnikami pism ogrodniczych, do których pisywała artykuły.
Piotr Adamczewski (1942–2016)
Niezwykłe było w nim – jako sekretarzu redakcji – połączenie łagodności, wyrozumiałości, elegancji i dobrego tonu w zachowaniu i postępowaniu – ze stanowczością, zdecydowaniem, czasem uporem. Cechy przeciwstawne funkcjonowały u niego w jakiejś niebywałej harmonii. To było naturalne, on po prostu taki był. Bardzo dbał o formy i savoir-vivre, ale nie w jakiś sposób sztuczny, wymuszony i wyuczony. To płynęło u niego ze środka, z autentycznego szacunku dla ludzi, z przekonania, że są dobrzy i fajni, a jak nie są, to trzeba im pomóc, żeby byli. Uroczy gospodarz, gawędziarz, kucharz – sam (oraz z żoną Basią) opublikował kilkanaście bestsellerowych książek kucharskich, w tym „Kuchnia toskańska Piotra Adamczewskiego”, „Pyszny obiad w pół godziny” i „Jak smakuje pępek Wenus”. Tę swoją pasję na łamach POLITYKI prezentował w rubryce „Za stołem”, a także na bardzo popularnym kulinarnym blogu.
Janina Paradowska-Zimowska (1942–2016)
Akceptowała swój publiczny wizerunek – osoby zdecydowanej w poglądach, apodyktycznej, upartej, ale było to nabudowane na osobowości wrażliwej, ciepłej, przyjaznej ludziom, nawet politykom. Bo politykę i polityków traktowała serio. Oczekiwała od nich przede wszystkim odpowiedzialności za to, co robią i mówią, i była głęboko, osobiście urażona, jeśli nakrywała ich na kłamstwie, chamstwie, hipokryzji, niewiedzy, manipulacjach. Uważała, że gry i gierki polityczne, które obserwowała i opisywała, nie mogą być celem samym w sobie, że gra o tron nie jest sensem polityki, że w tej zabawie chodzi przecież nie o nich, lecz o nas. O nasze życie. Janka, Pierwsza Dama naszej publicystyki, była sumieniem polskiego dziennikarstwa i polskiej polityki.
Ika/Jadwiga Pécsi (1946–2016)
Przynosiło się do niej – jako maszynistki – autorskie pobazgrane maszynopisy i teksty napisane ręcznie, a ona z niezwykłą szybkością i anielską cierpliwością nadawała im kształt idealny. Autorzy często ją pytali, jak podobał jej się tekst, a jeśli pochwaliła, to był dobry prognostyk. Zawsze będziemy pamiętać jej uśmiech, trochę nieśmiały, a trochę kpiący, z którym na każdą prośbę o przepisanie tekstu na wczoraj odpowiadała: Postaram się.
***
Wykorzystaliśmy fragmenty wspomnień i pożegnań zamieszczonych na łamach POLITYKI.