W 1787 r. wielki deficyt budżetowy skłonił Ludwika XVI do podjęcia kroków nadzwyczajnych zarówno dla tego konserwatywnego władcy, jak i ustroju Francji. Za namową swego ministra finansów zwołał Zgromadzenie Notabli i zwrócił się do starannie wybranych przedstawicieli arystokracji o zgodę na obciążenie stanu drugiego, czyli szlachty, podatkami. Notable dali znać, że byliby skłonni się na to zgodzić, ale o nowych podatkach powinny decydować we Francji niezwoływane od 1614 r. Stany Generalne.
Do owego zgromadzenia każdy ze stanów królestwa – kler, szlachta i stan trzeci (Tiers) – wybierał identyczną liczbę deputowanych, którzy obradowali i głosowali oddzielnie. Efektem były przedstawiane królowi dwa głosy stanów uprzywilejowanych – na ogół zgodne ze sobą z powodu monopolizacji wysokich godności kościelnych przez rody arystokratyczne – i jeden głos stanu trzeciego, obejmującego ponad 90 proc. Francuzów. Tym razem król łaskawie podwoił liczbę deputowanych, jakich mógł wybrać stan trzeci: miał to być gest bez politycznych konsekwencji, skoro i tak reprezentanci poszczególnych stanów pracować mieli osobno.
Tylko że pierwszym krokiem deputowanych Tiersu było wezwanie przedstawicieli kleru i szlachty do wspólnych obrad i głosowania. Ich wynik miałby zupełnie inną wagę niż trzy stanowiska poszczególnych segmentów społeczeństwa, oddzielonych od siebie murem przywilejów, uprzedzeń i sprzecznych interesów. Byłby on głosem wielkiej wspólnoty – ogółu obywateli korzystających ze swych praw politycznych. Tej potędze król mógłby przeciwstawić tylko swoją wolę władcy – absolutnego w teorii, nieudolnego w praktyce.
Dlatego już nazajutrz po uroczystej inauguracji – 6 maja – Tiers żąda wspólnej z innymi stanami weryfikacji mandatów.