Jak rozwija się młoda republika, jeszcze przed półwieczem będąca jedną z zamorskich kolonii brytyjskiego imperium? W jakim stopniu udało się jej mieszkańcom zbudować demokratyczne państwo? Wielu mieszkańców Starego Świata udawało się do Ameryki osobiście, aby szukać odpowiedzi na takie pytania.
Jednym z nich był Alexis de Tocqueville. Przyszły autor dzieła „O demokracji w Ameryce” został wysłany wraz z urzędnikiem magistratu, a prywatnie swoim przyjacielem Gustavem de Beaumontem do Stanów w celu zbadania tamtejszego więziennictwa i możliwości zaszczepienia jego rozwiązań na gruncie francuskim. Młodzi, starannie wykształceni, będący wnikliwymi obserwatorami, ze swojego zadania wywiązali się rzetelnie, badając amerykański system penitencjarny podczas dziewięciomiesięcznej podróży w 1831 r., a następnie przedstawiając królowi Ludwikowi Filipowi stosowny raport.
11 lat później do młodej republiki przybył, zaproszony przez amerykańskiego eseistę Washingtona Irvinga, brytyjski pisarz Karol Dickens. Interesowały go przede wszystkim społeczne osiągnięcia Stanów, które opisał we wspomnieniach z podróży. Jego uwagę przykuły też zakłady karne. Nic w tym dziwnego; wszak w swoich powieściach (np. w „Klubie Pickwicka”) niejednokrotnie podejmował zagadnienia warunków panujących w brytyjskich więzieniach. Znał je zresztą z autopsji, bo jako dwunastolatek spędził trzy miesiące w londyńskim Marshalsea, dokąd jego ojciec został wtrącony za długi wraz z całą rodziną.
Zaczęło się w Pensylwanii
By wyjaśnić zainteresowanie przyjezdnych akurat amerykańskim więziennictwem, należy sięgnąć półtora wieku wstecz.