Maria Dąbrowska napisała w diariuszu pod datą 12 maja 1935 r., że wieczorem była na imieninach Zofii Nałkowskiej i tam „przyszła telefoniczna wiadomość o śmierci Piłsudskiego. Wszyscy goście rozpierzchli się momentalnie jak kuropatwy. Pobiegłam do domu. Na mieście jeszcze nie wiedziano. W restauracjach grały muzyki”.
Piłsudski zmarł w Belwederze w niedzielę o godz. 20.45. Natychmiast poinformowano o tym prezydenta Ignacego Mościckiego i premiera Walerego Sławka. Wieść błyskawicznie rozchodziła się po Warszawie. Nałkowska zapisała w dziennikach, że wiadomość „przyszła tutaj w chwili, gdy dom był pełen ludzi. Przełamana w różnych relacjach, w różnych twarzach, ruchach i słowach. Szła z pokoju do pokoju, od grupy do grupy, nie wiadomo dlaczego szeptem – po całej skali wrażenia, po wszystkich jego szczeblach i odcieniach. Było cicho, niektórzy odchodzili od razu, inni jeszcze stali trochę, zatrzymywali się, rozmawiali, żegnali”.
Stanisław Kozicki, redaktor naczelny endeckiej „Gazety Warszawskiej”, bliski i zaufany współpracownik Romana Dmowskiego, otrzymał wiadomość o śmierci Piłsudskiego o północy. W niepublikowanych wspomnieniach napisał, że należało ubrać się i udać do redakcji, lecz przemogło zmęczenie i lenistwo. Porozumiał się jedynie z zastępującym go Zygmuntem Berezowskim i położył się spać. „Gorzko później żałowałem tego, że nie zdobyłem się na energię pojechania nocą z Żoliborza na Nowy Świat! (...) Gdy przyszła do redakcji wiadomość o śmierci Piłsudskiego – wspomina dalej Kozicki – pierwsze dwie strony numeru już były złamane, a na pierwszej stronie były informacje o pobycie w Warszawie ministra francuskiego Lavala i o jego odjeździe.