Wygrana na wodzie pisana
Bitwa pod Trafalgarem, czyli wygrana na wodzie pisana
Nikt nie zaprzecza, że 21 października 1805 r. pod Trafalgarem angielskiej flocie admirała Horatio Nelsona udało się pokonać połączone siły morskie Francji i Hiszpanii. Ale główną przyczyną sukcesu nie był geniusz Nelsona, ale to, że miał on nad swoim przeciwnikiem ogromną przewagę, zarówno jeżeli chodzi o wyszkolenie załóg, jak i o wyposażenie okrętów.
Francuzi podkreślają, że ich marynarka w czasach Trafalgaru niczym nie różniła się od tej z epoki króla Ludwika XVI, przy tej samej liczbie okrętów, ale z gorszą kadrą oficerską, gdyż duża jej część, w tym sławny admirał d’Estaing, została zgilotynowana podczas rewolucji. Flotą sojuszniczą dowodził mało zdecydowany admirał de Villeneuve, który zresztą – w odróżnieniu od Nelsona – przeżył bitwę.
Niebagatelne znaczenie dla załóg brytyjskich miało także tzw. pryzowe, a więc to, że byli oni premiowani finansowo za każdy zdobyty okręt. I nie należy się łudzić, że kalkulacja przed bitwą: ile uda się zdobyć pryzów? – wynikała tylko z miłości do królowej. Dlatego dowódcy brytyjscy byli przygotowywani do działań ofensywnych i zawsze dążyli do zwarcia. Paradoksem jest, że taką samą taktykę i z takim samym skutkiem stosował na lądzie Napoleon Bonaparte.
Czy jednak – jak się powszechnie głosi – zwycięstwo floty brytyjskiej pod Trafalgarem zapobiegło inwazji na Wielką Brytanię? Bynajmniej, ponieważ Napoleon o wiele wcześniej zrezygnował z desantu na wyspę. Po przystąpieniu 9 sierpnia 1805 r. Austriaków do koalicji antyfrancuskiej Bonaparte nie mógł prowadzić działań w Anglii, gdy zagrożona była bezpośrednio Francja i pod koniec sierpnia rozwiązał flotę inwazyjną.
Trudno dziś zrozumieć, jak to się udało zrobić Brytyjczykom, że wszyscy pamiętają bitwę morską, w której zginęło w sumie 2,6 tys.